Już niedługo minie 10 lat od dołączenia Polski do eurokołchozu.  Z tej okazji chciałbym złożyć nam wszystkim najszczersze kondolencje. Pora na małe podsumowanie tych smutnych i ciężkich lat.

Foto: Demotywatory.pl

W moim felietonie oparłem się przede wszystkim na świetnym tekście z „Uważam Rze”z ubiegłego roku, który zaczynał się od znamiennych słów: „Przez dziewięć lat przed wstąpieniem do Unii Europejskiej Polska rozwijała się szybciej niż w ciągu dziewięciu lat członkostwa w UE„. No więc zastanówmy się, co takiego dała nam Unia, czego sami nie mogliśmy sobie wziąć (i to szybciej oraz z mniejszymi kosztami)? Pochodzę z terenów rolniczych, więc pierwsze, co kojarzy mi się z UE to dopłaty. Co one nam dają? Na pewno mniej niż rolnikom z zachodniej Europy, bo oni dostają więcej pieniędzy i przez to jeszcze mocniej pogłębiają się różnice w rozwoju naszego rolnictwa w porównaniu do zachodniego. W zamian za dopłaty otrzymaliśmy rozmaite limity, m.in. połowowe, mleczne, itd, zniszczono np. polskie cukrownie, stocznie, itd. Nie wszystkie rządy były tak głupie, jak nasze. Niedawno rząd Islandii wycofał się z akcesu do UE, bo po przeanalizowaniu raportu, przygotowanego przez tamtejszych ekspertów, doszli do wniosku, że członkowstwo w eurokołchozie im się zupełnie nie opłaca. Jednym z mocniejszym argumentów było to, że zniszczyłoby to podstawę ich gospodarki – rybołówstwo.

Skoro więc innym to się nie opłaca to dlaczego nam tak? Otóż nie! Członkowstwo we wspólnocie europejskiej przyniosło nam spowolnienie gospodarcze. Tutaj skorzystam ze słów ze wspomnianego już przeze mnie artykułu z „Uważam Rze’: „Według danych Głównego Urzędu Statystycznego w latach 1995–2004 średnie wynagrodzenie w Polsce po uwzględnieniu inflacji (czyli realnie) wzrosło aż o 56 proc., podczas gdy w latach 2004–2013 zaledwie o 18 proc. Kiedy byliśmy poza Unią, polska gospodarka rozwijała się szybciej. W ciągu dziewięciu lat przed wstąpieniem do UE PKB Polski wzrósł o 46,2 proc., podczas gdy w ciągu dziewięciu lat członkostwa zwiększył się o 38,8 proc. Poza Unią także szybciej wzrastały eksport i import. W latach 1995–2004 wartość handlu zagranicznego po uwzględnieniu inflacji wzrosła o 130 proc. (eksportu o 112 proc.), a w latach 2004–2012 zaledwie o 58 proc. (eksportu o 63 proc.).(…)W ciągu dziewięciu lat członkostwa w UE znacznie pogorszyły się też wskaźniki dotyczące finansów publicznych Polski. Łączny deficyt budżetowy w latach 1995–2003 wyniósł 256,5 mld zł, podczas gdy w latach 2004–2012 był ponad dwa razy większy – ponad 547 mld zł. Z kolei dług sektora instytucji rządowych i samorządowych – według danych GUS – wzrósł z niecałych 422,4 mld zł w 2004 r. do 886,8 mld zł w 2012 r., co oznacza wzrost o 110 proc. (po uwzględnieniu inflacji – 61 proc.). W relacji do PKB dług publiczny zwiększył się w tym czasie z 45,7 proc. PKB do 55,6 proc. PKB. (…) Jest to pochodna ogromnego rozrostu biurokracji, jaki przyniosło członkostwo w Unii. Kontakty z Brukselą wymagały kompetentnych urzędników, a ponieważ takich nie było, zatrudniano nowych, nie zwolniwszy bynajmniej starych. Unia Europejska swoimi regulacjami napędza ceny. Wiele produktów bardzo podrożało tylko dlatego, że Bruksela wymusza minimum podatkowe (np. w wypadku akcyzy). W znacznej mierze z powodu narzuconego przez Unię wzrostu akcyzy, wynikającego z dyrektywy energetycznej, a także konieczności dolewania biopaliw, od 2004 r. cena detaliczna benzyny bezołowiowej 95-oktanowej wzrosła prawie o 70 proc. (z 3,2 zł), a oleju napędowego aż o 90 proc. (z 2,8 zł). Czy ktoś jeszcze pamięta cenę benzyny w 1997 r., wynoszącą wtedy 1,5 zł za litr? Aktualnie ponad połowa ceny paliw to podatki. Z kolei w kosztującej 11–12 zł paczce papierosów ponad 9,5 zł (ok. 82 proc.) to akcyza i VAT. A warto pamiętać, że jeszcze w 2004 r., kiedy Polska zaczynała się dostosowywać do unijnych regulacji, paczka papierosów kosztowała średnio 4,6 zł. Oznacza to wzrost ceny w ciągu dziewięciu lat o ponad 150 proc.! (…) Unię Europejską należy również obarczyć winą za wzrost cen produktów spożywczych. To wynik limitów w rolnictwie, które wymuszane są nierynkową wspólną polityką rolną. Na przykład cena mleka czy cukru podskoczyła od 2004 r. aż o 100 proc.! Limity produkcyjne cukru są coraz mniejsze, co powoduje z jednej strony zamykanie w Polsce cukrowni i braki na rynku, a z drugiej – napędza wzrost cen. Tylko w wyniku unijnych regulacji dotyczących cukru tracimy – jak twierdzi Marek Przeździak, sekretarz generalny Polbisco – Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych – 2 mld zł rocznie.(…)Od 2004 r. bardzo wzrosły w Polsce także ceny innych towarów, na które wpływ mają politycy. W tym czasie gaz ziemny dla końcowego odbiorcy podrożał aż o 121 proc.! Należy też zauważyć, że tylko ok. 49 proc. ceny gazu, jaką płaci polski odbiorca, wynika z kosztów zakupu paliwa gazowego. Reszta to opłaty sieciowe, abonamentowe i podatki. Nieco mniej, ale również znacznie, wzrosły ceny energii elektrycznej. Na podstawie starych rachunków wyliczyliśmy wzrost cen prądu w różnych regionach Polski. Przyjmując za stałą zużycie 500 kWh energii w ciągu sześciu miesięcy, otrzymaliśmy następujące wyniki: w Krakowie cena prądu od 2004 r. wzrosła o 60 proc., w województwie śląskim o 70 proc., a w Warszawie o 73 proc.(…)Od 2004 r. średnia płaca brutto w Polsce wzrosła o 54 proc. (z 2289 zł do 3521 zł). Jednak po uwzględnieniu inflacji wzrost płacy wyniósł zaledwie 18 proc. W tym czasie – według danych GUS – średnie ceny towarów i usług konsumpcyjnych, na które stosunkowo mały wpływ ma polskie i unijne ustawodawstwo, wzrosły o 31 proc.(…)To powtórka z kolonializmu. Jesteśmy dziś krajem, który dostarcza taniej siły roboczej zachodnim gospodarkom, a jednocześnie nie może realnie konkurować z zachodnimi krajami. Na wszelki wypadek nasze ambicje są hamowane przez absurdalne proekologiczne ograniczenia, których startujący przedsiębiorcy nie są w stanie spełnić. 

Foto: Facebook.com
Foto: Facebook.com

Można by było rzucać statystykami jeszcze przez kilka stron tekstu, ale nie chcę nikogo zanudzać, a zainteresowanych odsyłam do wspomnianego artykułu sprzed roku: link. Nie obejmuje on ostatnich 12 miesięcy, ale można sie domyślić, że przez ten rok nie zdarzyły się żadne cuda, które by to 10-letnie zestawienie zmieniły na pozytywne. Tam, gdzie Unia nam dała 1€, zabrała 10 złotych – poprzez składkę na wspólny unijny budżet, niekorzystne regulacje, idiotyczne przepisy, limity, itd. Wejście do UE opłaciło się tylko niektórym Polakom – tym, którzy wyjechali np. do Wielkiej Brytanii. Tam mają tak dobrze, że zakładają rodziny, pracują nad brytyjską demografią. A co w Polsce?

Foto: Facebook.com