Jeżeli w Europie zwalcza się nacjonalizm i kraje, w których nacjonalizm kwitnie i mówi się o tym bezustannie, to przecież za naszą wschodnią granicą mamy ukraiński nacjonalizm. Państwo, które wychowuje swoich młodych obywateli na tradycji Bandery, gdzie paradują żyjący jeszcze esesmani z SS-Galizien, gdzie mamy do czynienia z falą faszyzującego nacjonalizmu i Bruksela na to zamyka oczy, Warszawa też tak na marginesie – więc mamy z przypadkami hipokryzji do czynienia i jest to coś bardzo nagannego … ” – nazwał rzeczy po mieniu p. Leszek Miller w programie Minęła 8 (TVP Info).

Kuriozalne jest to, że o zagrożeniu płynącym z Ukrainy, strony wspieranej przez polski rząd finansowo i politycznie, słyszymy od osób, po których tego kompletnie byśmy się nie spodziewali. Osobiście irytuje mnie również fakt, że to nie polskie, czy polskojęzyczne, a często rosyjskojęzyczne media przestrzegają przed wzrostem nastrojów nacjonalistycznych na Ukrainie. Na argument, że banderyzm na Ukrainie to margines odpowiadam: do Rzezi Wołyńskiej też doprowadził margines, ten który obecnie uchodzi na Ukrainie, i to z mocy ustawy, za element bohaterskiej walki o Wolną Ukrainę.

Na nieudolną próbę obrony Stepana Bandery ferowanym tłumaczeniem, że przecież przez większość czasu siedział w więzieniu zwracam uwagę, że nie trzeba własnymi rękami „riezać” by mieć krew na rękach. Hitler, odpowiedzialny za ludobójstwo, też „tylko” podżegał do nienawiści i wydawał rozkazy. Wystarczyło zasiać na podatnym gruncie zbrodniczą ideologię i zbierać krwawe żniwo. Ktoś kto nie rozumie skąd pochodzi określenie „banderowcy” i dlaczego z Banderą na ustach dokonywano ludobójstwa ze szczególnym okrucieństwem, do tego żadne argumenty nie trafią.

Niezrozumiałym jest również w imię czego rządzący obdarzeni nie tylko zaufaniem złożonym do urn, ale także nieustającym wysokim poparciem społecznym, wbrew polskiej racji stanu wspierają politycznie i finansowo kraj, który oficjalnie uznaje za bohaterów narodowych odpowiedzialnych za ludobójstwo na Polakach. Nierozliczona, do tego zakłamana historia lubi się powtarzać. Nie protestując, milczącym przyzwoleniem rząd mający reprezentować Polaków godzi się na narzucaną antypolską retorykę Kijowa, na której wychowane są miliony imigrantów z Ukrainy sprowadzanych do Polski. Tłumaczą przy tym jak bezkrytyczni i zaślepieni pochlebcy, że to Ukraińcy ratują polską gospodarkę i demografię. A przecież wciąż żyją świadkowie czasów kiedy Ukraińcy tak zadbali o polską gospodarkę i demografię, że kości dziesiątek tysięcy naszych rodaków nadal nie doczekały się godnego pochówku, a ci co cudem przeżyli w bydlęcych wagonach i urągających warunkach zostali wypędzeni ze swojej ziemi gdzie zostali zmuszeni zostawić bezpowrotnie swój cały dobytek. Ponadto spuszcza się zasłonę milczenia na nieodwracalne skutki, szczególnie te długofalowe, oraz akty dyskryminowania Polaków we własnym Kraju na rzecz imigrantów zarobkowych z Ukrainy.

Nie jest normalnym zafundowanie rekordowo wysokiej migracji w rekordowo krótkim czasie z kraju, który zakłamuje historię, nie przyznaje się do ludobójstwa na Polakach, do tego buduje tożsamość na kulcie dla odpowiedzialnych za ludobójstwo na naszych przodkach, a także sukcesywnie prowadzi antypolską politykę chociażby poprzez podpisaną przez Petro Poroszenkę nowelizację ustawy oświatowej uderzającą w nauczanie na Ukrainie w językach mniejszości narodowych, czyli również po polsku.

Ustawa wprowadza znaczące zmiany w funkcjonowaniu szkolnictwa mniejszości narodowych. Zajęcia w językach mniejszości  będą mogły być prowadzone jedynie w wybranych klasach i tylko w początkowym stadium edukacji ( w przedszkolu oraz klasach I-IV). Na etapie edukacji średniej i specjalistycznej (klasy V-XII) jedynym dopuszczalnym językiem nauczania ma być język ukraiński … Ustawa nie zawiera przepisów dopuszczających działalność istniejących dotąd szkół mniejszości narodowych, a jedynie klasy mniejszości narodowych. Pełnią praw w nauczaniu w swoim języku będą się cieszyć tylko przedstawiciele „rdzennych narodów Ukrainy”…

Nauka w językach mniejszości narodowych, w tym i w języku polskim, kończy się w IV klasie szkoły podstawowej, ale i tak strona ukraińska pokrętnie wmawia, że likwidacja nauczania w języku polskim na wczesnoszkolnym etapie ma wyjść Polakom na dobre.

Źródła ukraińskie podają:

„… zostaną zrealizowane dodatkowe szkolenia dla tych nauczycieli, którzy już uczą odpowiednich przedmiotów w językach mniejszości narodowych, dlatego żeby oni mieli możliwość uczyć tego przedmiotu w języku państwowym

Wynika z tego, że nauczanie w językach narodowych jest stopniowo eliminowane, a nauczyciele przekwalifikowywani na nauczanie w języku państwowym, czyli ukraińskim. Interesującym jest jak to strona ukraińska uzasadnia:

„… przedstawiciele mniejszości narodowych w szkołach de facto byli pozbawieni możliwości uczenia się języka ukraińskiego, tworzyły się przesłanki do takiej dyskryminacji oraz zmniejszenia praw, biorąc pod uwagę, że absolwenci takich szkół de facto byli pozbawieni równych możliwości studiowania na uczelniach wyższych w całym kraju, gdzie językiem nauczania jest ukraiński.”

Nie słyszałam o protestach mniejszości narodowych, które jakoby były według powyższego dyskryminowane ze względu na niemożność nauczenia się języka ukraińskiego w stopniu pozwalającym zdobywać wiedzę i studiować na wyższych uczelniach w tym języku i to w sytuacji gdy mieszkają na Ukrainie często od urodzenia. W Polsce nikt nie przeszkadza Ukraińcom studiować i pracować choć wielu z nich nie opanowało języka polskiego nawet w stopniu komunikatywnym. Jakby tego było mało – to polskim nauczycielom zaleca się opanowanie języka ukraińskiego po to, żeby mogli porozumieć się z dziećmi imigrantów z Ukrainy masowo przybywających od około dwóch lat do Polski. Dlatego pokrętne tłumaczenie strony ukraińskiej uważam za prymitywny i bezczelny wybieg. Uważam, że ustawa oświatowa została znowelizowana celem ukrainizacji mniejszości narodowych poprzez narzucenie nauki wyłącznie w języku ukraińskim przy jednoczesnym rugowaniu języka mniejszości poczynając od piątej klasy szkoły podstawowej.

Podsekretarz Stanu w MSZ, Bartosz Cichocki, nic niepokojącego nie dostrzega pomimo, że stanowczo zaprotestowały przeciw tym zmianom Węgry, Bułgaria, Rumunia oraz Rosja.

Widać jak na dłoni asymetrię relacji polsko-ukraińskich – chociażby poprzez zapewnienie Ukraińcom możliwości edukacji, pracy, i rozwoju często na preferencyjnych warunkach o jakich Polacy na Ukrainie mogliby tylko pomarzyć. W zamian za to Polacy słyszą, że narzucona nauka wyłącznie w języku ukraińskim ma Polakom wyjść na dobre umożliwiając lepsze perspektywy na przykład studiowania na ukraińskich uczelniach – imienia Stepana Bandery? – Politechnikę Lwowską tak chcą przecież przemianować poniektórzy tamtejsi wykładowcy. W sumie to Stepan Bandera nawet się może kojarzyć z edukacją – wyedukował swoich ârezunów’, a o ironio 14 października – kiedy w Polsce obchodzimy Dzień Edukacji Narodowej, to na Ukrainie banderowcy mają swoje Święto UPA w rocznicę powstania tej zbrodniczej formacji.

Czy strona polska po kolejnym policzku ze strony ukraińskiej będzie znowu zapewniać o bezwarunkowym wsparciu dla neobanderowskiej Ukrainy i jej reform? – takich reform? Niech rządzący Polską tylko pamiętają, że przez lekceważenie woli wyborców, którym obiecano dbanie o politykę historyczną, nie zdobywa się sympatii. Poprzednicy na nierozsądnym stosunku również do imigracji, choć z innego kierunku, wyłożyli się przy urnach. Dzięki asymetrii w relacjach polsko-ukraińskich poparcie raz złożone do urn może zostać bezpowrotnie pogrzebane na zawsze.