Z początkiem października Białoruś czasowo wstrzymała ruch pieszy na przejściach granicznych z Litwą, Polską i Łotwą. Oficjalnie chodzi o wyposażenie przejść granicznych po stronie białoruskiej w niezbędną infrastrukturę do kontroli osób przekraczających granicę pieszo. Może być to jednak próba walki z prywatnym importem artykułów przemysłowych i żywności z UE.

Foto: Wikimedia Commons

W tym roku pieszo granicę białoruską przekraczało ponad 2 miliony osób. W komunikacie białoruskich władz możemy przeczytać, że „Niektóre przejścia graniczne były zmuszone niekiedy przepuszczać ponad 2 tys. pieszych w ciągu doby. Jeśli liczyć średnio, że sama kontrola graniczna paszportu trwa 3 minuty na jednego pieszego, to wychodzi 100 godzin. A doba ma 24 godziny. Nie może być przez to normalnie obsługiwany transport”. Na białoruskich przejściach granicznych brakuje między innymi oddzielnych  korytarzy dla pieszych oraz terminali do odpraw celnych i paszportowych.

Znaczna część przekraczających granicę stanowią Białorusini, którzy masowo kupują m. in. na Litwie towary przemysłowe, sprzęt gospodarstwa domowego, a także wiele artykułów żywnościowych. Ceny wielu towarów w litewskich i polskich sklepach są niższe. Białorusini robiąc zakupy za granicą, wywożą walutę, co ujemnie wpływa na ich gospodarkę.

Według niezależnego białoruskiego portalu AFN, władze białoruskie zakazały przekraczania granicy pieszo w ramach walki z prywatnym importem artykułów przemysłowych i żywności. Białorusini, zwłaszcza ci, mieszkający w obwodach przygranicznych, masowo kupują w państwach UE — przede wszystkim w Polsce, a także na Litwie — towary przemysłowe, także wiele artykułów spożywczych, gdyż są one znacznie tańsze niż na Białorusi. Nie jest to mile widziane przez władze białoruskie, gdyż w magazynach krajowych przedsiębiorstw zalegają niesprzedane towary. Na początku czerwca niesprzedane zapasy firm państwowych wynosiły ponad 90 proc. miesięcznej produkcji.

na podstawie: kurierwilenski.lt