„Gazeta Wyborcza” i jej poplecznicy na siłę chcą zrobić męczennika z Piotra S., który podpalił się w ramach sprzeciwu wobec PiS-u. Do tej bandy dołączył także niejaki Adam Boniecki.

Boniecki ma wiedzę, że „on [Piotr S.] nie był fanatykiem ani szaleńcem. To nie było spowodowane przyczynami psychiatrycznymi, to był człowiek bardzo serio myślący”. Jak dodał: „Tak straszliwy protest musi uświadomić każdemu, kto posługuje się słowem i organizuje życie społeczności, jakie oddziaływanie na konkretnych ludzi mają wszelkie decyzje dotyczące państwa. Jeśli choć trochę liczy się dla nas człowiek, to działając publicznie – na wszystkich szczeblach, nawet pisząc w gazecie – trzeba sobie zdawać sprawę, że my wysyłamy te sygnały do ludzi, którzy mają wrażliwość często większą niż nasza”.

„Taki ustrój albo taki system miał braki, to go ulepszamy. Rzeczywistość dosyć abstrakcyjna. Ale w tym, co on napisał, widać, że to dla niego nie było wcale abstrakcyjne. To jest krzyk straszliwy, ale ja pytam siebie: ilu ludzi nie posuwa się aż do tego? Jak bardzo mogą się czuć skopani, zrąbani tym, co robi ten, kto ma władzę?” – stwierdził.

Dziennikarz zapytał: „Po śmieci Piotra S. już nie będzie można powiedzieć, że zmiany w Trybunale Konstytucyjnym nikogo nie zabiły?”. Boniecki na to: „Jego zabiły. Oby to, co zrobił, nie było przykładem dla innych, ale ten straszliwy gest mówi, ilu ludzi zraniły. Nie popełnili samospalenia, ale może byli i są bardzo niedaleko. Za zmianami politycznymi jest cierpienie ludzi, dla których to sprawy egzystencjalnie ważne”.

„To jest desperacki krok człowieka, który kocha Polskę, któremu nie było wszystko jedno. Jego krzyk zwraca uwagę, że ci, którzy dziś protestują, krytykują i zabierają głos, to nie są jacyś cyniczni gracze o władzę, ale ludzie, którym naprawdę, do cholery, zależy na ich kraju” – powiedział i dodał: „Żeby coś takiego zrobić, trzeba być najgłębiej przekonanym, że już nie ma innego sposobu, żeby obudzić współobywateli”.

„Pan Piotr krzyczy do tych, którzy mają wpływ na społeczeństwo. Że to nie społeczeństwo jest, ale ludzie, konkretni ludzie. On przejdzie do historii” – wieszczył Boniecki.