Nie mógłbym pominąć milczeniem tak wielkiego wysiłku, jaki wkładają pracujący dla Platformy zwanej Obywatelską specjaliści od wizerunku, żeby wywindować jej poparcie do góry. Coraz bardziej oddala się wyczekiwany przez wielu Polaków moment, kiedy po raz trzeci w historii III RP partia Donalda Tuska odejdzie w polityczny niebyt.

Donald Tusk/ Fot. Wikipedia/Creative Commons/autor: Rockfang

Tusk to polityczny naciągacz. Pierwszy raz udało mu się naciągnać Polaków ze swim Kongresem Liberalno-Demokratycznym na początku lat 90. Jednak szybko KLD zaczął być słusznie przezywany „liberałami-aferałami” i został zmieciony ze sceny politycznej z tego samego względu, z którego wzięło się ich przezwisko. Marketing polityczny w tamtych czasach dopiero raczkował, o dobrych PR-owców było trudno, więc Donald Tusk zastosował taktykę ukrycia, wyczekania i przegrupwania się. 23 kwietnia 1994 Tusk rozpoczął drogę do drugiego naciągnięcia Polaków. Jego KLD połączyło się z Unią Demokratyczną – to było właśnie wspomniane przegrupowanie. Liderem nowopowstałej Unii Wolności został Tadeusz Mazowiecki, Tusk jego zastępcą, a sekretarzem generalnym partii Bronisław Komorowski. W 1997 roku UW weszła do koalicji rządzącej i jak można się było spodziewać – niedługo potem jej poparcie zaczęło spadać, bo banda Tuska, mając dostęp do władzy, zaczęła tradycyjnie wszystko psuć, działając wyłacznie dla swoich korzyści. Już rok później, w wyborach samorządowych,  UW uzyskała zaledwie po kilku przedstawicieli w większości sejmików. Utraciła także władzę w wielu miastach. Tusk nie czekał na upadek UW i już w 2000 roku ewakuował się z tonącego okrętu – wraz z Andrzejem Olechowskim oraz Maciejem Płażyńskim założył Platformę Obywatelską, aby naciągnąć Polaków po raz trzeci. UW oczywiście w wyborach parlamentarnych 2001 roku została zmieciona ze sceny politycznej – jej rola się wyczerpała, Tusk miał już swoją Platformę, która w ciągu kilku lat wywindowała go do władzy. W 2001 roku z list PO startował m.in. UPR Janusza Korwina-Mikke. Tak mnie zastanawia – czy Korwin-Mikke, jak miliony zwykłych Polaków, którzy nie mają czasu interesować się polityką, nabrał się na sztuczki Tuska, czy może „nie taki Korwin dobry, jak go malują”? Jak można bowiem współpracować z partią, która w swoich władzach miała grupę polityków na czele z Tuskiem, którzy już dwa razy wcześniej byli przy władzy i równie skutecznie niszczyli Polskę? Trudno Korwina-Mikke podejrzewać o niewiedzę.

No, ale zostawię już Korwina. W XXI wieku do Polski dotarł wielki „pijar”, polskie partie zaczęły korzystać ze sztuczek specjalistów z zagranicy, więc pojawiły się coraz bardziej skomplikowane zagrywki polityczne. Moim zdaniem to jest kluczem do sukcesu Platformy Tuska w kolejnych wyborach począwszy od 2007 roku. Wydawałoby się, że partia Tuska rządzi Polską tak źle, iż nic już nie uratuje ich od porażki wyborczej i zmiecenia ze sceny politycznej, co pochodzący z Kaszub polityk przerabiał już dwa razy. Jednak jest takie dobre staropolskie powiedzenie: „Do trzech razy sztuka”. Tak się składa, że Tusk już 3 razy naciągnął Polaków i 2 razy musiał przez to zmieniać partie, żeby utrzymać się w polityce. Wtedy jednak nie miał tyle pieniędzy i tak wielu dobrych specjalistów od marketingu przy boku. Moim zdaniem są duże szanse, że Platforma zbliżające się wybory do PE wygra, albo będzie na 2. miejscu z małą stratą do lidera. Dlaczego tak sądzę? Zagrywki marketingowe, jakie stosują, są wyśmienite. Kiedy wybuchł konflikt rosyjsko-ukraiński polski rząd ni z tego, ni z owego, zaczął ostro wypowiadać się przeciwko Rosyjskiej agresji, itd. W politykach rządu jakby nagle oburził się rozsądek i podejmowali działania mające na celu zapobieżenie zagrożeniu dla Polski. Z resztą czy ja muszę wam to opisywać? Wszyscy widzieliśmy, co mówili i robili. Jednak w marketingu (bo tego więcej we współczesnej „polityce”, niż polityki, czyli roztropnej troski o dobro wspólne) nie ma nic niespodziewanego, niezaplanowanego. Mówili to, co mówili i robili to, co robili, bo taki był plan. Platforma postanowiła pokazać, że Polska jest zagrożona i tylko ona jest zdolna do obrony naszej Ojczyzny. Z resztą podobny trick zastosowali podczas poprzednich wyborów, ale wtedy zagrożeniem był PiS, nie Rosja. Ten chwyt marketingowy już dawno przestał na Polaków działać, więc trzeba było znaleźć lepszy i tak też się stało. Wczoraj ze swoją kampanią przeszli do drugiego etapu. Na swoją konwencję zaprosili Witalija Kliczkę, zaprezentowali także swoje hasło i pierwszy spot wyborczy. Wszystkie te działania wpisują się w próbę naciągnięcia Polaków na to, że tylko Platforma obroni nas przez zagrożeniem.

Partia Tuska do wyborów będzie iść z hasłem „Silna Polska, Bezpieczni Polacy”. Nie wątpię, że wiele osób da się zwieść – dali się podpuścić już przez 2 wcześniejsze partie Tuska, kilka razy już z jego obecną partią (pewnie nie ostatnią), dadzą jeszcze raz. Retoryka, jaką podsunęli Platformie specjaliści od marketingu, jest podobna do tej, jaką głosił  Lech Kaczyński. On głosił ją przez trochę dłuższy czas niż tylko na chwilę przed wyborami, co trzeba mu oddać. Mi przede wszystkim chodzi o to, że takiemu wizerunkowi Polacy już raz – w 2005 roku – zaufali. Został więc odkurzony, wymyty i wystawiony na widok publiczny. Całe szczęście jest w naszym kraju też wiele osób takich, które polityką się choć trochę interesują i ich już Tusk nie nabierze. Dobrym przykładem może być historia z wczoraj. Ja, jak inni studenci WSKSiM brałem udział w konferencji naukowej na temat polskich lasów. Na jej zakończenie zabrał głos o. dr Rydzyk i m.in. odczytał sms w którym ktoś go informował o tym, jakie będzie hasło wyborcze PO. Cała sala zwijała się ze śmiechu. Taka powinna być standardowa reakcja na zagrywki marketingowe Platfromy zwanej mylnie Obywatelską.

W spocie wyborczym PO słyszymy: „Tego potrzebuje dziś Polska: stabilnej pozycji w Europie, zaufania sojuszników, silnej gospodarki, przewidywalnego przywództwa poważnie traktowanego przez świat. Polacy chcą niezależności energetycznej, nowoczesnej armii i państwa, które da im poczucie bezpieczeństwa.” Na koniec sam Tusk dodaje: „Prawdziwą stawką tych wyborów jest bezpieczeństwo Polski i dlatego są tak ważne.” Na koniec widzimy logo Platformy. Spot ilustrują zdjęcia Tuska z różnymi światowymi przywódcami. To, czego mi zabrakło to choćby wzmianka o tym, kto jest zdolny do tego, aby dokonać tego, czego oczekują Polacy. Tego jednak w spocie wyborczym Platformy być nie mogło, bo wtedy nie byłby to spot wyborczy Platformy, gdyż ta partia przez całe lata swoich rządów robi coś odwrotnego od oczekiwań Polaków (i budowania stabilnej pozycji Polski), co zresztą wszyscy widzimy. W takim spocie można by było wstawić Jarosława Kaczyńskiego z czasów, kiedy był premierem, czy Leszka Millera i też by ładnie wyglądali, ale co z tego? To, że ktoś zrobił sobie zdjęcie ze znanym politykiem, nie znaczy, że będzie za swoich rządów dążył do budowania przez Polskę silnej, stabilnej pozycji Polski w Europie. O tym mówią wszyscy od czasów wejścia Polski do UE, a nawet wcześniej, bo np. hasłem wyborczym PiS przed referendum akcesyjnym (przed którym m.in. PiS i PO namawiali Polaków do głosu na tak) było „Silna Polska w Europie”. To puste słowa, „chłyt manketingony”, jak to mówił „chińczyk” w znanym i lubianym skeczu jednego z polskich kabaretów.

Nie dajmy się nabrać na puste słowa osób publicznych. Pójdźmy na wybory, ale wybierzmy rozsądnie – wybierzmy listę tworzoną przez partię, która ma szanse odnieść sukces w wyborach, ale nie skompromitowała się aż tak, jak np. Platforma, SLD, czy Twój Ruch (ta ostatnia partia to idealny przykład, że można nie rządzić, a wywołać całą masę afer – strach się bać, co będzie, jakby przypadkiem doszli do władzy), a na tej liście wybierzmy osobę, co do której mamy największe zaufanie, która podczas swojej kariery politycznej najmniej nas zawiodła (w przypadku politycznych nowicjuszy jest trudniej – tam trzeba będzie przyjrzeć się ich przedpolitycznej działalności, albo wybierać intuicyjnie). Nie łudźmy się, że przyjdzie rycerz na białym koniu (albo kucu – tu puszczam oko do korwinistów) i przez rewolucję sprawi, że Polska stanie się krajem mlekiem i miodem płynącym. Na razie musimy walczyć o to, żeby nie było gorzej, niż jest.