foto: fb.com/robertwinnickipubliczny

Z Robertem Winnickim o polityce zapowiadanej przez Ruch Narodowy w Europarlamencie, mniejszości polskiej za Bugiem oraz o relacjach z Rosją i Ukrainą, Europie Ojczyzn a także o ewentualnej koalicji z KNP rozmawia Dominik Cwikła

Na czym konkretnie polega różnica między waszą wizją polityki polskiej w Unii Europejskiej, a pozostałymi partiami?

Są dwie osie podziałów w tych wyborach. Pierwszy to podział na partie lizbońskiej zdrady, czyli siedem komitetów reprezentujących dzisiejszą scenę polityczną. Wszystkie te komitety są w parlamencie. Solidarna Polska, Polska Razem Jarosława Gowina, PSL, palikociarnia, SLD, PiS i Platforma – to są partie lizbońskiej zdrady, które popierają federalny model Europy. Nie ma różnicy między tym, co mówi lewica, by Euro wprowadzać już teraz, czy Platforma, żeby jak najszybciej, czy Prawo i Sprawiedliwość, żeby jeszcze nie teraz. To jest jedno stanowisko, tylko rozciągnięte w czasie. I są dwa ugrupowania – z czego jeden komitet wyborczy, Ruch Narodowy – które są przeciwne federalnej Europie, czyli KNP i Ruch Narodowy.

I tu jest druga linia podziału. Opiera się ona na tym, że KNP chce utopię socjalistyczną zastąpić utopią liberalną. KNP nie dba o polską własność ziemi czy przedsiębiorstw. Dla nich kapitał nie ma narodowości, co jest oczywiście kłamstwem i wyobrażeniem dziecinnym. Cała historia ludzkości, ostatnich lat, w Polsce również, historia transformacji, którą najlepiej opisuje profesor Witold Kieżun jako neokolonializm, pokazuje, że kapitał ma narodowość i trzeba dbać o to, by polski kapitał i polska gospodarka były oparta na naszych suwerennych podstawach.

Jeśli zarówno KNP jak i Ruch Narodowy wejdą do Europarlamentu, to czy przewidujecie współpracę?

Dyskusja o jakiejkolwiek współpracy jest dyskusją na po wyborach. Na chwilę obecną rywalizujemy w tej kampanii wyborczej. Ruch Narodowy przy okazji traktuje to jako swoje pierwsze starcie. Korwin-Mikke startuje w dwudziestej kampanii z czego wszystkie były przegrane oprócz jednej, ale tylko dlatego, że nie było progu. Natomiast Ruch Narodowy zajmuje się w tej kampanii również budową swoich struktur. W Małopolsce i Świętokrzyskim po objeździe mam namiary na siedem nowych struktur powiatowych. Z tego punktu widzenia wszelkie dyskusje o porozumieniu będą możliwe wyłącznie po wyborach i tylko na określonym odcinku.

Czy przewiduje Pan czas, kiedy Unia Europejska się rozpadnie?

Uważam, że czas głębokich przeobrażeń w Unii Europejskiej już zachodzi. Mamy dwie zupełnie różne tendencje. Z jednej strony mamy tendencję oligarchii europejskiej, lewicowej i marksistowskiej kulturowo klasy politycznej, elity biznesowej, również kulturalnej i rządzącej w Europie. I ta tendencja służy do zbudowania Federalstadt Europa. Mamy też tendencję wprost przeciwną – dążenie do Europy Ojczyzn. To dążenie się wzmaga. We Francji z dużą dozą pewności wybory wygra Front Narodowy, eurosceptycy w Wielkiej Brytanii oraz w Austrii wygrają wybory, nasz bezpośredni koalicjant, węgierski Jobbik osiąga ponad 20% poparcia na Węgrzech. To wszystko świadczy o tym, że nastąpi w ciągu kilku następnych lat starcie między Europą Ojczyzn a Europą federalną. To starcie, w moim przekonaniu ze względu na kastrację mentalną elit lewackich i unijnych, zakończy się powrotem do projektu Europy Ojczyzn.

Wspomniał Pan o sondażach. Ostatnio Prawo i Sprawiedliwość powołuje się na sondaż Homo Homini, w którym PiS wyprzedza lekko Platformę Obywatelską. Natomiast jeśli chodzi o Ruch Narodowy, ma on niecały procent poparcia. W jaki sposób się Pan odniesie do takiego sondażu?

Sondaże służą bałamuceniu opinii publicznej oraz promowaniu innych kosztem drugich. Obserwujemy od kilku miesięcy jak Ruch Narodowy jest zagrożeniem, wobec czego pompuje się na przykład Nową Prawicę po to, żeby odebrać głosy Ruchowi Narodowemu. My jesteśmy spokojni. Uważamy, że posiadamy rdzeń działaczy i sympatyków, którzy oddadzą na nas głos i zachęcą do tego swoich bliskich, co przy niskiej frekwencji da sukces. Walka idzie o co innego. Walka idzie o to, aby w tej kampanii wyborczej Ruch Narodowy przetarł się w sferze publicznej. I to się udaje, mimo tej całej blokady. Często się nas nie pokazuje, ponieważ jest osiem komitetów partyjnych, jeden niepartyjny – Komitet Wyborczy Wyborców Ruchu Narodowego. I oczywiście robią sondaże preferencji partyjnych, w związku z tym nas nie pokazują. Pomimo tych wszystkich sztuczek, zabiegów, wywijania mózgiem ze strony elit III RP, spodziewam się, że Ruch Narodowy osiągnie bardzo przyzwoity wynik i wprowadzi kilku eurodeputowanych. I rozpocznie marsz ku odzyskaniu Polski.

Jakie jest podejście Ruchu Narodowego w sprawie dotacji dla Polski, szczególnie dotacji dla rolników?

Ruch Narodowy stawia sprawę jasno. Jeśli już jesteśmy w tym systemie, to polscy rolnicy powinni mieć zagwarantowane pełne dopłaty. Sytuacja, w której mamy nierówną konkurencję na terenie Unii Europejskiej, innej wysokości dopłaty na terenie Polski a inne na zachodzie, jest skandaliczna. Trzeba więc doprowadzić do tego, żeby w całej Europie zlikwidować system dopłat. Wtedy polski rolnik będzie konkurencyjny wobec rolnika zachodnioeuropejskiego. Albo zadbać o to, aby te dopłaty były równe.

W jednym ze spotów Ruchu Narodowego widzimy kandydata, który zwraca uwagę na polską mniejszość narodową na Litwie. W jaki sposób z Parlamentu Europejskiego chcecie pomóc Polakom w tamtym kraju?

Mając głos i tubę, jaką jest Parlament Europejski można i trzeba wywierać nacisk na rządy Litwy, Ukrainy i Białorusi. Można lobbować na rzecz praw polskich mniejszości poza naszymi granicami. Zresztą nie tylko w tych państwach, ale również w państwach Europy zachodniej, gdzie Polacy są dyskryminowani, na przykład w Wielkiej Brytanii, czy wielu innych krajach. Stawiamy jako jeden z głównych priorytetów troskę o Polaków za granicami w tych wyborach, bo to jest podstawowa rzecz, żeby zachować solidarność, spójność organizmu narodowego. Z tego punktu widzenia Parlament Europejski jest dobrym miejscem, żeby prowadzić lobbing na rzecz Polaków za granicami.

Jak Pan oraz Ruch Narodowy zapatruje się na przyszłe relacje z Ukrainą w obliczu przejęcia władzy nad tym krajem przez Prawy Sektor?

Sytuacja na Ukrainie pokazuje dramatyczną nie-suwerenność polskich elit oraz ich dramatyczną głupotę. Polska popełniła trzy błędy w ciągu ostatniego pół roku. Te trzy błędy sprawiają, że jeśli ktoś w Europie środkowo-wschodniej myślał o tym, żeby Polskę widzieć w roli lidera regionu, to już tak nie myśli.

Po pierwsze, Polska poparła neo-banderowców, co jest haniebne i niegodziwe. Nie wolno popierać ugrupowań, które odwołują się do zbrodniczej ideologii przez którą zginęły setki tysięcy Polaków i z której ugrupowania te się nie rozliczyły. Obecne wyjazdy Kaczyńskiego do Lwowa nie zmyją tej hańby, jaką się okrył na Majdanie – zwłaszcza, że ostatnio znowu nie zechciał upamiętnić ofiar ludobójstwa.

Po drugie – Polska popełniła ten błąd, że zamiast kierować się dwoma głównymi interesami, jakie mamy na wschodzie – czyli wymianą handlową, przemysłową i rolną oraz zamiast troszczyć się o nasze mniejszości narodowe na Kresach – Polska zaangażowała się w konflikt wewnętrzny Ukrainy. Jest to absolutnym skandalem dlatego, że tak jak wcześniej, zamknęliśmy sobie drogę do prowadzenia gry dyplomatycznej, politycznej i gospodarczej na Białorusi.

Po trzecie wreszcie Polska popełniła fatalny błąd patrząc z punktu widzenia integralności tego państwa. Jeśli polscy miłośnicy Ukrainy chcieli, żeby to państwo od Lwowa do Doniecka, od Kijowa do Krymu pozostało w tym kształcie, to zabrakło im elementarnego oleju w głowie, żeby wiedzieć, że jest to kraj bardzo silnie podzielony kulturowo, językowo, religijnie, tożsamościowo i historycznie. Wszelkie bujanie tym państwem, tak jak mieliśmy z tym do czynienia na Majdanie, musiało doprowadzić do tego, do czego doprowadziło. Z tego punktu widzenia Jarosław Kaczyński i Donald Tusk to najlepsi pomocnicy Władimira Putina. Swoją idiotyczną i haniebną polityką – bo nie tylko haniebnym jest to, że Kaczyński stanął obok Oleha Tiagniboka, lidera neo-banderowców na Majdanie. Ale również doprowadzili do tego, że dzisiaj Ukraina jest kawałkowana. To należy również do „zasług” polskich polityków. Dzisiaj Polska niestety nieustannie traci na swoim bezrozumnym zaangażowaniu na Ukrainie, zamiast postępować drogą Węgier, które bardzo rozsądnie i mądrze dystansowały się od całego konfliktu, dbając o swoją mniejszość narodową, co wielokrotnie podkreślał Wiktor Orban oraz dbając o swoje interesy gospodarcze. To należało robić na Ukrainie i nic więcej. Jaka będzie przyszłość? Ciężko powiedzieć. Moim zdaniem Ukraina jest już dawno podzielona na rosyjską i niemiecką strefę wpływów. Zachowanie Angeli Merkel w stosunku do Władimira Putina bardzo na to wskazuje. Pytanie, gdzie ta strefa wpływów będzie się kończyć. Oczywiście Polska nie będzie miała tutaj żadnego prawa głosu. I za to również nadwiślańskim politykom trzeba będzie podziękować.

Ugrupowanie, które Pan reprezentuje, jest nową frakcją na polskiej scenie politycznej. Na głosy elektoratu której z dotychczasowych partii najbardziej liczycie?

My przede wszystkim jesteśmy ruchem, którego 90% działaczy jest poniżej trzydziestego roku życia. To widać również po naszych listach wyborczych. Mamy trochę osób po pięćdziesiątce, dwóch seniorów po osiemdziesiątce, kombatantów. Ale średnia wieku na naszych listach i tak wynosi 31 lat. Sześciu liderów na trzynaście okręgów jest poniżej trzydziestego roku życia. I Ruch Narodowy opiera się przede wszystkim na działalności młodego pokolenia Polaków, tego nieskażonego komuną. Tego, które nie chce uczestniczyć w paktach republiki okrągłego stołu, w których zanurzone są wszystkie obecne partie reprezentowane w Sejmie. To jest nasz podstawowy elektorat, nasze podstawowe zaplecze. I my chcemy oczywiście wychodzić również do średniego i starszego pokolenia Polaków, co jest o tyle cięższe, że są one mało obecne w Internecie, gdzie mamy najlepsze zaplecze. Chcemy, żeby w tych wyborach zaprezentować ten głos. Ruch Narodowy będzie zyskiwał we wszystkich grupach elektoratu, bo my nie reprezentujemy żadnej specyficznej grupy, ale chcemy reprezentować cały naród.

Ostatnie pytanie. Środowiska związane z PiSem oraz z Gazetą Polską zarzucają Ruchowi Narodowemu, że są „ruską agenturą”, zaś popierający ich to „pożyteczni idioci”. Czy i jak ustosunkowałby się Pan do takich zarzutów i jaka jest wizja polityki polskiej w stosunku do Rosji ze strony Ruchu Narodowego?

Może zacznę od tego drugiego, merytorycznego pytania. Ruch Narodowy postrzega wszelkie stosunki międzynarodowe jako stosunki walki i konkurencji. Z tego punktu widzenia nie traktujemy żadnego państwa na arenie międzynarodowej jako wiecznego sojusznika, ale też nie traktujemy żadnego państwa jako wiecznego wroga. Polska nie ma wiecznych sojuszników. Polska może mieć tak naprawdę dwóch sojuszników: swój naród oraz swoją armię. To są jedyni naprawdę pewni dwaj sojusznicy, na jakich możemy liczyć, o ile odbudujemy armię i o ile przeszkolimy oraz uzbroimy naród. Jeśli chodzi o stosunek do Rosji, trzeba sobie powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze Rosja putinowska jest jaka jest i długo taka będzie. I z tym faktem musimy się jako Polska zmierzyć. Przesłanką do tego jest, że jakieś relacje z Rosją w przyszłości musimy mieć. Muszą być to relacje inne, niż dzisiaj reprezentuje władza Platformy, która najpierw podchodziła do Federacji Rosyjskiej na kolanach, a teraz wywija szabelką tylko po to, by na koniec dnia skamleć o jedną czy dwie brygady NATO, które nie wiadomo co tak naprawdę mają w Polsce bronić. Relacje z Rosją trzeba traktować jako relacje trudne, w których trzeba wykazywać brak sentymentów oraz twarde stanowisko. Jednocześnie musi to być stanowisko niehisteryczne, tymczasem dzisiejsza klasa polityczna nie potrafi rozmawiać po męsku, tylko miota się między potulnością a histerią. Trzeba rozmawiać twardo, ale spokojnie i konkretnie. Tylko taki język Rosjanie zrozumieją. Język oparty o argumenty natury gospodarczej, dyplomatycznej, politycznej i militarnej. Polska jako państwo awanturujące się, bez żadnego znaczenia militarnego, politycznego czy gospodarczego, wygląda śmiesznie. Jawi się jako „ratlerek Europy”. Bardzo szczekający, ale nic nie mogący. Tyle, jeśli chodzi o relacje z Rosją.

Co do medialnych organów PiSu z Gazetą Polską na czele. Niektórzy redaktorzy tego medium uprawiają propagandę obelżywą, która niczym nie różni się od Gazety Wyborczej. Tomasz Sakiewicz jest nowym wcieleniem Adama Michnika. I powiem więcej – Gazeta Polska więcej nakłamała na temat Ruchu Narodowego przez ostatni rok, niż Gazeta Wyborcza przez ostatnie pięć lat. Jest więcej kłamstw, manipulacji i podłości. To wskazuje tylko na jedno – że można mieć szczytne, patriotyczne hasła, pełną frazesów gębę, ale mimo to być małymi ludźmi. Takimi zawistnikami, którzy zajmują się tylko i wyłącznie opluwaniem. Takimi małymi ludźmi są niestety pisowscy medialni obszczekiwacze. My się nimi za bardzo nie przejmujemy – młode pokolenie widzi tą obłudę, widzi jak bardzo ci ludzie są zakłamani i jak szybko to się skończy. Przyszłość należy do idei narodowej a nie do histerycznej, radykalnej retorycznie i nijakiej ideowo lizbońskiej centroprawicy.

Dziękuję za rozmowę