Na krótko przed wyborami prezydenckimi we Francji okazało się, że pół miliona wyborców otrzymało podwójne karty do głosowania. Może to grozić poważnymi konsekwencjami dla przebiegu wyborów.

Zamieszanie z kartami to najczęściej wina administracji i biurokracji. Dotyczy to osób, które na przykład wyprowadziły się z domu rodzinnego, by zacząć w innym miejscu samodzielne życie. Po zapisaniu się w miejscu nowego zamieszkania w komisji wyborczej, otrzymały zgodnie z prawem kartę uprawniającą do głosowania. Ku swojemu zdumieniu stwierdziły jednak, że druga karta czeka na nich w skrzynce pocztowej w domu ich rodziców, z którymi dotychczas mieszkali.

Francuskie prawo zabrania dwukrotnego oddawania głosów w tych samych wyborach. Grozi za to kara od pół roku do dwóch lat pozbawienia wolności i do 150 tys. euro grzywny. Istnieją obawy, że pół miliona podwójnych kart może doprowadzić do oszustw wyborczych lub wpłynąć na wyniki wyborów, szczególnie w przypadku, gdy różnice między kandydatami są minimalne.

Z taką sytuacją mamy do czynienia właśnie w tej chwili, gdy między prowadzącym w sondażach socjaldemokratą Emmanuelem Macronem a czwartym na liście Francois Fillonem jest kilka procent różnicy. W ostateczności Rada Konstytucyjna może anulować wybory.