fot. commons.wikimedia.org
fot. commons.wikimedia.org

Wiele osób w naszym kraju myśli, że fałszerstwa wyborcze zdarzają się wyłącznie za naszą wschodnią granicą bądź w jakichś egzotycznych krajach trzeciego świata. Polska natomiast jest już tak cywilizowanym krajem, że coś takiego u nas jest absolutnie nie do pomyślenia. Czy aby na pewno?

Ostatnio Miłościwie Nam Panujący pan premier Donald Tusk znowu dał o sobie znać i zabłysnął jakże ciekawą wypowiedzią:

Ja mam za zadanie – jako szef rządu i Platformy – by eurosceptycy nie wygrali, uważam, że to jest naprawdę poważne zagrożenie.

Powstaje tylko pytanie, kto mu takie zadanie bojowe zlecił? Tu możemy jedynie snuć domysły. Zatem nie żałujmy sobie i się domyślajmy! Czyżby subtelnie wskazywał na jakichś pozakonstytucyjnych mocodawców z Partii Właścicieli Polski? No oczywiście ja tego nie wiem, ale zasadniczo nie można niczego z góry wykluczyć. Faktem jest jednak, że uniosceptycznych partii „pozasystemowych” zwyczajnie się boi. I to jak widać panicznie! W takim razie nie może dziwić, że niezależne media głównego nurtu, czyli media pro-rządowe dostały rozkaz, aby maksymalnie zniechęcić swoich widzów, słuchaczy i czytelników do głosowania na ugrupowania, które jeszcze nigdy się nie skompromitowały, nie są zamieszane w rozmaite afery o charakterze kryminalnym, a które jeszcze całkiem serio odgrażają się, że wsadzą naszych Umiłowanych Przywódców do kryminału. Nie dziwi zatem, że rozmaici starsi i mądrzejsi dostali sraczki i z iście Stachanowską gorliwością zabrali się do ośmieszania ugrupowań, które obecnie są poza parlamentem, zarówno polskim jak i unijnym.

I tak np. taki wielki prorok Polityki red. Jacek Żakowski dworuje sobie z wyborców KNP, że są to osoby, które nie znają życia i nie zderzyły się z rzeczywistością na rynku pracy ( ten argument całkowicie obala przykład naszego redakcyjnego kolegi Tomasza Warawko ), że lider KNP to polityczny kabareciarz, który podnosi postulaty Balcerowiczowskie w gospodarce ( chyba nie zna dorobku naukowego prof. Falandysza, do którego Januszowi Korwinowi-Mikke znacznie bliżej niż do Balcerowicza ), które ponoć „nie sprawdziły się” i rzekomo na całym świecie ich zaniechano. Widocznie cadyk Żakowski żyje w zupełnie innym świecie niż my wszyscy, bo właśnie takie rozwiązania gospodarcze wprowadziły Chiny i stały się momentalnie drugą gospodarką świata, prorok Żakowski zaś chciałby nas cofnąć do etapu „wielkiego skoku” czy „rewolucji kulturalnej” w historii Chin. Również Turcja wprowadziła w życie wiele liberalnych rozwiązań gospodarczych i jej tempo wzrostu gospodarczego jest kilka razy większe niż średnia unijna. No ale tak to jest, jak przychodzi do TV i wymądrza się ktoś, kto nie ma bladego pojęcia o ekonomii, to wtedy wszyscy poważni ludzie, słuchając go, śmieją się tak głośno, że ich słychać na Nowej Gwinei.

Wracając jednak do wypowiedzi Miłościwie Nam Panującego pana premiera Tuska, aż nasuwa się dziwne skojarzenie ze słynnym cytatem z towarzysza Stalina: „Nie ważne, kto głosuje, ważne kto liczy głosy.”  Jeśli Miłościwie Nam Panujący premier Tusk dostał rozkaz, żeby udaremnić zwycięstwo uniosceptyków, to czy odważy się pomóc szczęściu i wpłynąć na wynik nadchodzących wyborów? W końcu „sąd sądem ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Pamiętać należy, że obóz rządowy za „eurosceptyków” uważa również największą partię opozycyjną czyli PiS, a ten w najnowszym sondażu przegonił PO i odskoczył jej na całkiem spory dystans. Jeżeli zatem PO w ciągu tygodnia nie nadrobi tego dystansu, a wynik końcowy wyborów będzie diametralnie odbiegał od sondaży ( czyli np. zakończy się zwycięstwem PO wbrew sondażom, a różnica między PO a PiS będzie duża ), to co bystrzejsi kapną się, że coś tu nie gra. Nie może zatem dziwić, że Jarosław Kaczyński domaga się kontroli obserwatorów, a nawet sugerował swoim wyborcom, żeby fotografowali swoje karty do głosowania, by potem ewentualnie je porównać z tymi zdeponowanymi przez Okręgowe Komisje Wyborcze.

Karty do głosowania „poprawiane” przez członków komisji wyborczej, czytaj – przerobione na głosy nieważne, czy wrzucania przez samą komisję do urn dodatkowych kart „w zastępstwie” nieobecnych wyborców – niemożliwe w naszym kraju? Po raz pierwszy nie jestem tego wcale taki pewien.

Inną ciekawą rzeczą jest duża zmienność sondaży. Jeszcze przed tygodniem KNP miał 6-7%, zaś ugrupowanie SS-Leibstandarte Janusz Palikot znajdowało się pod kreską. W najnowszym sondażu zaś ( że niby do wyborów przyszłorocznych do sejmu ) KNP ma już zaledwie … 3%, Polska Razem ledwie 2%, Solidarna Polska 1%, zaś SS-Leibstandarte Janusz Palikot ma 6%! Normalnie cud! Pomyślelibyście? Jestem autentycznie ciekaw, jak to się stało, że preferencje wyborców tak nagle się zmieniły i w ciągu ledwie kilku dni KNP i SS-Leibstadarte Janusz Palikot zamieniły się miejscami? Nie jest niczym odkrywczym, że wyborcy w naszym kraju zamiast programem partii sugerują się sondażami telewizyjnymi. Wystarczy zatem odpowiednio ustawić sondaż, aby ustawić wynik wyborów tak, by nikt się nie zorientował. Aż chciałoby się powiedzieć, że „nie ważne kto odpowiada w sondażu, ważne kto układa sondaż.” I tak można dojść do wniosku, że to wcale nie wyborcy, ale sondażownie stanowią prawdziwą władzę w tym kraju. Sorry, taki klimat!