Foto: Wikimedia Commons

Mariusz Kocuj, lekarz z Porozumienia Zielonogórskiego w sobotę złożył na komendzie warszawskiej policji zawiadomienie o zaginięciu Ewy Kopacz. „Nie mamy z nią kontaktu od Wigilii i bardzo się o nią martwimy” – mówi Kocuj i dodaje, że happening ma na celu zwrócenie uwagi na fakt, że minister zdrowia nie rozmawia z lekarzami i tylko interwencja premier może pomóc.

Mariusz Kocuj w sobotę złożył zawiadomienie na komendzie warszawskiej policji o zaginięciu premier Ewy Kopacz, w którym napisano, że była ona ostatni raz widziana „24 grudnia 2014 r. w okolicach Kancelarii Premiera przy Al. Ujazdowskich w Warszawie”.

Jak wynika z jego relacji, policjanci początkowo nie wiedzieli, że mowa jest o premier Ewie Kopacz. Przyjęli zawiadomienie, wypełnili konieczne dokumenty, które dotyczyły m.in. uzasadnienia podejrzenia o zaginięciu.

Dokładnie opisaliśmy nasz niepokój związany z zaginięciem, dodając, że tylko zaginiona może doprowadzić do wyjaśnienia naszego sporu z jej podwładnym.

– opowiada lekarz i dodaje, że policja bardzo profesjonalnie podeszła do tego zgłoszenia:

Pytali czy sprawdzaliśmy w szpitalach, może została do któregoś przyjęta. Zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że na pewno nie była w żadnym szpitalu, nie tylko w Warszawie ale i w całej Polsce.

Dopiero przy wypełnianiu ankiety dot. wyglądu i pracy zaginionej warszawscy policjanci zorientowali się o kim jest mowa.

Kiedy podałem, że ostatnio pełnioną funkcją jest funkcja Premiera RP na komisariacie zapadła konsternacja. Po kwadransie przyszedł wyższy rangą oficer i wyjaśniliśmy sytuację. Potwierdził przyjęcie zawiadomienia i poinformował nas, że po sprawdzeniu może nas zapewnić, że poszukiwana Ewa Kopacz nie zaginęła, niestety nie może podać nam adresu jej pobytu.

DG

 

Źródło: tvrepublika.pl