Komisja Europejska łaskawie obniżyła karę dla Polski za niewdrożenie przepisów o odnawialnych źródłach energii ze 133 tys. euro dziennie do 61 tys. euro dziennie za każdy dzień opóźnienia ustawy wdrażającej dotacje i pomoc państwową dla odnawialnych źródeł energii. Ta niewątpliwa wielkoduszność włodarzy z Brukseli w żaden sposób nie polepszy sytuacji energetycznej Polski, a wskazane sposoby jako główne źródło energetyczne dla kraju wzbudzają coraz więcej kontrowersji.

Silne lobby producentów słonecznych paneli fotowoltaicznych oraz elektrowni wiatrowych dołożyło swoje trzy grosze do obecnego kryzysu ekonomicznego w Europie. Wymuszone przez Komisję Europejską dopłaty państwowe do wyżej wymienionych rozwiązań były zbyt hojne, przez co m.in. Czechy i Wielka Brytania musiały je zrewidować wywołując niezłe zamieszanie nie tylko u producentów, ale także potencjalnych klientów. W dodatku zrealizowano takie pomysły jak elektrownie wiatrowe na północy RFN, które miały w założeniach zasilać niemiecki przemysł, ale te zakłady położone są daleko na południu i straty energii są zbyt wysokie. Dochodzi do tego, że Niemcy kupują energię od polskich elektrowni. Wybór między karą 61 tys. euro dziennie, a uleganie lobby producentów urządzeń odnawialnych źródeł energii – to żaden wybór. Prędzej, czy później polski rząd będzie musiał wprowadzić dotacje (choć trwają starania by były jak najniższe), a zachodnie koncerny już nie mogą się doczekać.

Wszystko to dzieje się gdy na świecie tanieją węgiel, ropa i gaz. Równocześnie konkurujący ze sobą Koreańczycy, Amerykanie, Japończycy i Francuzi przygotowują coraz lepsze oferty budowy elektrowni atomowych w Polsce. Sama modernizacja linii przesyłowych to ponad 2o% oszczędności energii. Istnieje więc wiele opcji. Potrzebne jest tylko strategiczne planowanie, a nie szukanie doraźnych korzyści i obiecywanie „darmowej, ekologicznej, energii za darmo”. Jeśli energia odnawialna jest taka efektywna i opłacalna to widocznie nie potrzebuje dotacji państwowych. Jak gruszki na wierzbie.