O ile można było Bronisława Komorowskiego nie lubić politycznie, co zresztą nie było trudne w przypadku osoby notorycznie godzącej w interes Polski, o tyle w zasadzie można byłoby się zgodzić na – wprawdzie ograniczony, ale jednak szacunek należny jako, było, nie było, osobie zajmującej stanowisko prezydenta RP.

Celowo podkreślam „zajmującej stanowisko” prezydenta, a niebędącej Prezydentem, gdyż akurat Bronisław Komorowski o byciu Prezydentem RP miał niewielkie pojęcie i nawet nie zbliżył się do takiej funkcji. Oczywiście, mieliśmy po drodze różne kompromitacje językowe (każdy w USA wie już, co znaczy bigosować, jak wyglądają duńskie kobiety i co może robić żona prezydenta, gdy ten akurat poluje – choć w tym aspekcie Bronisław Komorowski powinien spać spokojnie), ortograficzne (pamiętne boleści), stylistyczne czy z dziedziny kultury osobistej (np. podprowadzenie kieliszka szampana królowej), bądź dyplomacji (włażenie z buciorami na fotel w japońskim parlamencie). Ale czego można się było spodziewać po przaśnym człowieczku z Ruskiej Budy. Skoro wybraliśmy tzw. leśnego dziadka na takie stanowisko, to Wersalu nie należało się spodziewać.

Niestety te iluzoryczne resztki szacunku, bardziej przydanego zajmowanej pozycji, niż samej osobie, Bronisław Komorowski stracił w momencie zdawania inwentarza w Pałacu Prezydenckim. To, co wyszło na jaw, to wstyd na skalę galaktyczną. Już pomijam nieupilnowane i zaginione dzieła sztuki. Ale wypożyczenie samemu sobie (do swojego biura) najnowszych tabletów, komputerów, telewizora, lodówki czy prozaicznych czajnika elektrycznego lub mikrofalówki (jak to przedstawia Gazeta Polska codzienna) to szczyt prymitywizmu i buractwa. Do tego dochodzi zabytkowe biurko, szafa biblioteczna (ciekawe, po co, albowiem Bronisław Komorowski nie sprawia wrażenie osoby, która w życiu cokolwiek przeczytała poza Gazetą Wyborczą), no i oczywiście ulubiony żyrandol. Cóż, to już nie strażnik żyrandola, to ktoś znacznie gorszy. A, jest jeszcze w wykazie ogromna niszczarka, ale to akurat można zrozumieć, bo chyba ten delikwent będzie jej bardzo potrzebował. Ma co niszczyć.

Summa summarum, ni mniej, ni więcej, ale mamy tu do czynienia z bardzo ordynarnym szabrownictwem, nieudolnie ubranym tylko w normy prawne w postaci wypożyczeń itp. (naprawdę może lepiej, skoro Bronisław Komorowski jest taki oszczędny, niech podjedzie do Niemiec pogmerać na wystawkach). Od tego momentu nikt uczciwy nie powinien Bronisławowi Komorowskiemu podawać ręki. Sam wykluczył się z grona ludzi przyzwoitych i honorowych. Nie ma dla niego miejsca na żadnym Salonie (z wyjątkiem tzw. salonu III RP, gdyż tam akurat wystawanie z butów elementów łodyg zbóż, nie jest niczym nadzwyczajnym). Zresztą nie powinien bywać na salonach choćby w obawie o późniejszy stan zastawy gospodarza czy też elementów wystroju wnętrz takiego salonu. Wszak pożyczanie wchodzi w krew.

„Człowiek ze wsi może się wyprowadzić, ale wieś z człowieka nigdy” jak mawiał mój znajomy zakonnik.