Zespół Witkowskiego analizował kolejne wydarzenia. Odkryto, że w stanie wojennym Chrostowski dwukrotnie pobił milicjantów na służbie, jeden trafił nawet do szpitala.

Sprawca był zatrzymywany, a następnie szybko wypuszczony. Dla każdego, kto znał realia tego okresu, było w tej sprawie coś nieprawdopodobnego. Lepiej było chyba napaść na bank, niż pobić milicjanta. W najlepszym razie trafiłoby się za to do więzienia, a przeważnie takiego człowieka po prostu by zakatowano. Weryfikacja kolejnych dokumentów prowadzi do dokumentów operacji kryptonim „Popiel”, której jedynym figurantem był ks. Jerzy Popiełuszko. Wyłącznie do tej sprawy został wydelegowany Waldemar Chrostowski, któremu SB nadaje kryptonim „Desperat”. Witkowski szuka teczki pracy „Desperata”, ale jej nie znajduje. W 1989 miała ona zostać zniszczona jako teczka o „znikomej wartości operacyjnej”. Biegli odkryli, że właśnie pod takim argumentem niszczono masę dokumentów dotyczących najważniejszych osób i wydarzeń. Andrzej Witkowski nigdy w to nie uwierzył. Takie dokumenty przedstawiają dużą wagę dla ich posiadaczy, nie mogą więc zostać definitywnie zniszczone.

Prokurator i jego zespół docierają za to do informacji, że Chrostowski został zarejestrowany przez SB wyłącznie do tej operacji. Dotarto do relacji szeregu świadków, którzy opowiadają o sytuacjach z udziałem kierowcy ks. Jerzego. Nocami miał wymykać się z plebanii, spotykał się z dziwnymi ludźmi, miał mieć przy sobie nawet broń. Kolejni świadkowie opowiadali, że wiele osób tak naprawdę nie ufało kierowcy. Jedną z tych osób miał być ks. Jerzy Popiełuszko. Według około 10 osób ksiądz Jerzy zaczął tracić zaufanie do Chrostowskiego i miał mówić, że trzeba się z nim rozstać. W końcowym okresie okresie życia ksiądz Popiełuszko był poddany szczególnej inwigilacji. Hutnicy, którzy go ochraniali znajdowali aparaturę podsłuchową w żyrandolu, w zamku do drzwi. Był otoczony agenturą. Jeżeli ksiądz Jerzy w wielu kręgach mówił, że chce się rozstać z Waldemarem Chrostowskim musiało to dotrzeć do tych, którzy podsłuchiwali.

I właśnie wtedy dzieje się rzecz zdumiewająca, na którą do dziś powołuje się Jan Żaryn, człowiek, którego cenię, a który usiłuje mówić o rzeczach, o których nie ma pojęcia. Mówi o tym, że Chrostowski nie mógł być agentem, bo komuniści go również prześladowali. Dowodem na prześladowania miało być spalenie Chrostowskiemu mieszkania. Prokurator Witkowski dotarł jednak do świadków, którzy przybliżyli mu tę sprawę. Był to wrzesień 1984 roku, czas, kiedy ksiądz Jerzy głośno mówił o rozstaniu z kierowcą. Mieszkanie Chrostowskiego płonie, on sam nie ma gdzie się podziać, więc ksiądz Popiełuszko zaprasza go wraz z rodziną na plebanię. Z protokołów sporządzonych przez straż pożarną wynika jednak, że mieszkanie było praktycznie puste. Spłonęły meble, ale zdołano wcześniej wynieść wszystko, co wartościowe – telewizor, magnetowid – który w tamtym czasie był rarytasem – również ubrania. Grupa prokuratora dociera do kolejnych świadków, którzy po wielu latach opowiadają, że w wieczór poprzedzający pożar Chrostowski wyniósł z niego wszystko co cenne. Dla człowieka kierującego się logiką ta korelacja zdarzeń była zdumiewająca.

Andrzej Witkowski wraz ze swoimi współpracownikami ułożył następujący ciąg zdarzeń. Ksiądz Jerzy mówił, że chce rozstać się ze swoim kierowcą, SB buduje całą operację w dużej mierze w oparciu o Chrostowskiego, trzeba więc zapobiec temu, by ksiądz Popiełuszko rozstał się z ich człowiekiem. Dzięki wybiegowi uwiarygodniona zostaje postać kierowcy jako człowieka prześladowanego, po drugie ksiądz Jerzy nie zostawi na pastwę losu człowieka bezdomnego. Wobec tego nie tylko nie rozstaje się z nim, ale zaprasza go do siebie, gdzie Chrostowski mieszka aż do dnia uprowadzenia, dzięki czemu ma go przy sobie non stop. Reasumując żadnych represji SB wobec Chrostowskiego nie było, była za to pełna osłona.

Witkowski dociera do kolejnych świadków i faktów podważających wiarygodność Chrostowskiego i jego relacji z uprowadzenia. Tych poszlak jest tak wiele, że ten prokurator bez skazy nigdy nie decydujący się na oskarżanie człowieka na wyrost, nie ma najmniejszych wątpliwości. Przykład: z dokumentacji wynika jakoby psy tropiące podjęły ślad Chrostowskiego i miał on z samochodu porywaczy po prostu wysiąść, a nie wyskoczyć. Dociera również do faktów pokazujących, że nie bez powodu na teren uprowadzenia wybrano akurat ten konkretny teren. Okazało się, że był on Chrostowskiemu doskonale znany. W przeszłości pracował na stacji benzynowej, w okolicach której dokonano porwania. Podobnych, pozornie drobnych elementów układających się w logiczną całość jest bardzo wiele.

To jest tak naprawdę początek śledztwa Chrostowskiego. Jeżeli przedstawił od początku wersję nieprawdziwą, jeśli nie jest człowiekiem, za którego od początku uchodził, to jak wygląda prawda? Jak mocno Chrostowski jest kryty pokazał czas. Miałem kilkanaście procesów cywilnych i karnych. Z Bożą pomocą wygrałem wszystkie, poza jednym. Poza procesem z Chrostowskim.

Na trzecią część cyklu zapraszamy w poniedziałek.