Kryzys galopuje, poparcie dla rządu spada na łeb na szyję, wpadka goni wpadkę, afera aferę aferą pogania, kłótnie, niesnaski, Platforma trzeszczy w posadach i grozi rozpadem… Trzeba więc wrócić do sprawdzonej metody, odwracania „kota worem” i stosowania medialnych wrzutek przekierowujących uwagę społeczeństwa z niewygodnych tematów.

I tak, zamiast o kryzysie czy o powodzianach słyszymy kolejną część przygód krwiożerczego, zdemoralizowanego „psychopaty” Brunona K. Pamiętacie Go jeszcze Państwo ? Zapewne nie, ale rząd postanowił Wam Go przypomnieć. Dla niewtajemniczonych Brunon K., to osoba która rzekomo miała planować podłożenie pod Sejm ton materiałów wybuchowych i tym samym uwolnienie nas od obowiązku patrzenia na gęby „wybrańców narodu”. Oczywiście spektakularnie aresztowano Go, pokazywano w mediach symulacje rzekomego zamachu który planował, zapraszano gości, ekspertów, którzy zastanawiali się czy ten faszyzm i terroryzm to już na dobre zadomowił się w Polsce czy jest jeszcze nadzieja, sugerowano że oczywiście winny jest PiS i Kaczyński. To nic, że cały PiS miał znajdować się w Sejmie podczas rzekomego zamachu i również ich dotknęłyby skutki. Media wiedzą lepiej. Najwyraźniej Yaro i jego dwór to terroryści samobójcy, którzy niczym wyznawcy dżihadu obkładają się materiałami wybuchowymi, później się detonują w „słusznej sprawie” i wędrują na „łono Abrahama”.

Ale do rzeczy. Ten oto Brunon K., miał zostać skierowany na badania psychiatryczne, na obserwacje, ale że każde dziecko wiedziało jaka to ściema z tym rzekomym dybaniem na posłów to sprawę wyciszono. Aż do dzisiaj. Potrzebą chwili było „odgrzanie tego kotleta”. Otóż na portalu wp.pl znalazłem mrożącą krew w żyłach informację. „Śledczy podejrzewają Brunona K. o zabójstwo. W aucie znaleziono ślady krwi” – straszy z monitora złowrogi tytuł. Okazuje się, że w aucie Brunona natrafiono (ciekawe że dopiero teraz) na ślady krwi, która może należeć do teściowej oskarżonego, która zniknęła na przełomie 2011 i 2012 roku. Dalej jest jeszcze ciekawiej. Otóż, dowiadujemy się że: „Jej ciało przypadkowo zostało znalezione wiosną 2012 roku. Zakopane metr pod ziemią zostało wykopane przez zwierzęta. Zwłoki znajdowały się w stanie rozkładu, nie sposób było je zidentyfikować. Aż do czasu zatrzymania Brunona K. Przez kilka miesięcy śledczy szukali dowodów, że Brunon K. miał coś wspólnego z morderstwem kobiety. W końcu udało im się odkryć ślady krwi Julity Kotas w samochodzie zatrzymanego. Znajdowały się one w miejscu, które wskazuje na przewożenie ciała w jego aucie.” Skoro było w stanie rozkładu i nie dało się go zidentyfikować to na jakiej podstawie podejrzewano Go o ten czyn i szukano dowodów na Jego winę.  Jak do rozpoznania rozkładającego się ciała przyczyniło się zatrzymanie Brunona K. Autor tego nie wyjaśnia i ewidentnie kręci, miota się i sam wpada w logiczne sprzeczności. Ale co tam, jeśli fakty się nie zgadzają to tym gorzej dla faktów jak mówi znane powiedzenie.

Najważniejsze, że jest kolejny temat zastępczy, kolejna możliwość straszenia obywateli „oszołomami” o prawicowych skłonnościach i odwracania uwagi od palących problemów. Po raz kolejny traktuje się nas jak idiotów nie zdolnych do samodzielnego myślenia. Obawiam się tylko, że w najbliższym czasie u Brunona pojawi się seryjny samobójca, który uniemożliwi przedstawienie mu własnej, sprzecznej z oficjalną propagandą wersji wydarzeń.