Z Marcinem Sochoniem – wiceprezesem i rzecznikiem prasowym Stowarzyszenia „Wizna 1939” rozmawiał Michał Górski.

Skąd pomysł na Stowarzyszenie „Wizna 1939” i jak to się zaczęło?

Wszystko zaczęło się od Darka Szymanowskiego i jego pasji do odkrywania prawdy o obrońcach spod Wizny. Stowarzyszenie zostało zarejestrowane w 2008 roku, natomiast działania kolegi zaczęły się dużo wcześniej. Bez jego determinacji wielu z nas nadal nie wiedziałoby jak w rzeczywistości wyglądał ten epizod polskiej historii oraz gdzie pochowano mjr Władysława Raginisa i kpt. Stanisława Brykalskiego. Tak więc organizacja pierwotnie powstała dla kultywowania tradycji Wizny i jej obrońców, przekształcając się w prężnie działającą strukturę realizującą różnorodne projekty badawcze.

Kto tworzy „Stowarzyszenie”? Czy jest to organizacja zamknięta, czy może otwarta na nowych pasjonatów?

Stowarzyszenie jest organizacją jak najbardziej otwartą na nowych pasjonatów historii. Od kiedy pamiętam nigdy nie było mowy o „kamiennym kręgu” osób wtajemniczonych. Warunki są niezmienne! Działamy społecznie, apolitycznie i poświęcamy swój prywatny czas dla pasji, a nie dla zarobku. Nie werbujemy ludzi. Jeżeli ktoś chce pomóc może się z nami skontaktować i zadeklarować chęć współpracy. Każda nowa osoba, która jest pozytywnie zakręcona historią może wnieść do naszych działań coś nowego. Dlatego właśnie nie zamykamy się na nowe inicjatywy. Najważniejsza jest jednak transparentność i apolityczność. Ponadto współpracujemy także z innymi organizacjami – np. ze Związkiem Strzeleckim. Podpisaliśmy porozumienie i włączamy strzelców w projekty badawcze.

Od rejestracji Stowarzyszenia mija 7 lat. Co przez ten czas udało się Państwu zrobić? Jak wyglądają Państwa działania?

Długo by można wymieniać. Wystarczy zajrzeć na naszą stronę internetową. Tam w „aktualnościach” informujemy o naszych najważniejszych przedsięwzięciach. Choć nosimy nazwę Stowarzyszenie „Wizna 1939” i nie zamierzamy jej zmieniać, realizujemy wiele projektów i to nie tylko w obszarze samej Wizny i okolic. Poszukujemy miejsc upadku „wrześniowych” samolotów, staramy się upamiętniać ich załogi, ale także przypominać o ich bohaterstwie i poświęceniu. Niedawno wróciliśmy z Ukrainy, gdzie poszukiwaliśmy pomordowanych przez Sowietów żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza. Bierzemy udział w projekcie Komitetu Zachowania Reduty Ordona. W szczególny sposób współpracujemy z Adamem Sikorskim i ekipą programu „Było… nie minęło – kronika zwiadowców historii”, gdzie wspomagamy różnorodne projekty badawcze i poszukiwania. Działamy od dłuższego czasu wspólnie ze Związkiem Strzeleckim, włączając młodzież gimnazjalną i licealną w badanie „historii żywej”. Oprócz tego włączamy się w wiele, wiele innych projektów, które do tej pory można przeliczać na setki godzin spędzonych w terenie.

Obrona Wizny aż się prosi o wykorzystanie w popkulturze. Tymczasem polskie władze wolą zajmować się „Pokłosiem”, a TVP emituje „Nasze matki nasi ojcowie”.

Akurat TVP Historia i TVP Regionalna emitują programy Adama Sikorskiego, także nie jest z tym aż tak źle. Program „Było… nie minęło” wcześniej był emitowany w TVP Info. Z końcem 2013 roku zaczęły go zastępować relacje z zaśnieżonych dróg, protesty górników i temu podobne relacje. Z początkiem 2014 roku program zniknął całkowicie z ramówki TVP. Po protestach telewidzów powrócił do „Historii” oraz do „Regionalnej”. Tak na szczęście jest po dziś dzień! Rzeczywiście jednak władze różnych szczebli samorządowych odsuwają temat na margines swojej działalności. Bardzo obrazowym przykładem jest Wójt Wizny, którego pomimo zaproszeń nigdy nie widziałem na uroczystościach przez nas organizowanych. Nawet kiedy na Górze Strękowej k/Wizny – w ruinach schronu dowodzenia pojawił się kapelan Prezydenta RP z listem od głowy państwa, Pan Wójt nie uważał za stosowne oddać hołdu bohaterom odcinka „Wizna”. Takie polskie piekiełko. Czyli maksimum przywilejów i minimum wysiłku. Osobiście nie pochodzę z Wizny, ale zaangażowałem się fizycznie i emocjonalnie w kultywowanie pamięci o bohaterach związanych z obroną tego miejsca. Wspólnie z kolegami i przy ogromnym wsparciu ekipy Adama Sikorskiego realizujemy tam różne projekty. Dlatego obojętna postawa Wójta jest dla mnie osobiście czymś zadziwiającym.

Wizna doczekała się piosenki od zespołu „Sabaton”. Jakie to uczucie, kiedy obcokrajowcy doceniają to, o czym Polacy często nie słyszeli?

Małe sprostowanie. Doczekała się także świetnego utworu od zespołu Forteca – Obrońcy spod Wizny. Honor ponad wszystko, życie dla Ojczyzny… Polecam do przesłuchania, osobiście znam na pamięć. Tak przy okazji serdecznie pozdrawiam całą ekipę, ponieważ wykonują świetną robotę! Natomiast rzeczywiście Szwedzi są bardzo znani i to nie tylko w Europie. Jak kiedyś puściłem utwór „40:1” amerykańskiemu żołnierzowi, nie bardzo wiedział co powiedzieć po jego odsłuchaniu. Jedyne co potrafił powtórzyć kilka razy to słowo „zadziwiające”. Teraz Sabaton koncertuje także w USA. Może sami nie zdajemy sobie do końca sprawy jakim heroizmem wykazał się polski żołnierz w 1939 roku? Oficerowie reprezentowali zdecydowanie inne pokolenie. Szwedzcy „nauczyciele historii” wielu ludziom otworzyli oczy. Można ich nie lubić, ale sympatii do Polski i Polaków trudno im odmówić.

Czy zauważacie Państwo wzrost świadomości u Polaków odnośnie tego epizodu polskiej historii?

Rzeczywiście na tle naszej bogatej i dramatycznej miejscami historii, to był epizod. Dla nas jednak jest to symbol. Symbol honoru, bohaterstwa, ale przede wszystkim wychowania wojskowego II Rzeczpospolitej. Patrzenie na tamte wydarzenia przez pryzmat naszych czasów nie ma najmniejszego sensu. Irytuję się czasem na stwierdzenie, że kpt. Raginis mógł nie popełniać samobójstwa w 1939 r. Żeby zrozumieć dlaczego tak uczynił, trzeba wiedzieć czym była Szkoła Podchorążych Piechoty w Komorowie/Ostrowi Mazowieckiej i jakich wychowała żołnierzy. Ale na ten temat można mówić długo i namiętnie. Wracając do pamięci – istotnie, ludzie coraz bardziej interesują się historią obrońców spod Wizny, a to cieszy. Chciałbym jeszcze, żeby pasjonaci historii równie dobrze jak mjr Władysława Raginisa pamiętali także kpt. Stanisława Brykalskiego – dowódcę artylerii odcinka „Wizna”.

Są osoby, które podważają wyjątkowość Wizny. Twierdzą że Niemców zatrzymała rzeka, a wielu polskich żołnierzy uciekło z pola bitwy. Jak Państwo reagujecie na takie wypowiedzi?

Powiem szczerze, że osobiście jest mi z tego powodu przykro. Nie dlatego, że nie można mówić źle o bohaterach. Głównie dlatego, że białostocki historyk, który wysnuł te teorie, mija się w wielu miejscach z prawdą. W tym samym artykule obiecuje wydanie książki na ten temat, a póki co minęło już od tego czasu ponad 6 lat, a książki jak nie było tak nie ma. Tak więc jak widać na przykładzie – prawda broni się sama.

Co bardziej tragiczne dr Tomasz Wesołowski znajduje swoich naśladowców. Jednym z nich jest Pan Dariusz Zawadzki, który na stronie „kresowiacy.com” powtarza te teorie. Co więcej, wywodzi się z tego samego białostockiego środowiska historycznego. Najbardziej martwi jednak fakt, że tacy ludzie mogą uczyć historii innych. Skutki w tym przypadku mogą być opłakane i to na wiele lat…

Czy „Polskie Termopile” to Państwa zdaniem adekwatna nazwa dla obrony Wizny?

Tak! Ma na to wpływ wiele czynników, ale głównie chodzi o bohaterstwo i wytypowanie wąskiego przesmyku do obrony (most i grobla), którymi miał przejść XIX Korpus Guderiana. Nikt nie twierdzi, że 40 tys. żołnierzy niemieckich atakowało schrony nad Wizną, bo ze względów militarnych to nie jest możliwe. Warunki terenowe wymusiły jednak przejście właśnie tędy, tym „wąskim gardłem”. Tak więc uwzględnienie warunków terenowych przy budowie schronów na odcinku „Wizna” było fenomenem. Do tego dochodziła heroiczna wręcz obrona z minimalna ilością sprzętu ciężkiego i dwoma karabinami przeciwpancernymi po stronie obrońców, a także potwierdzona badaniami (!) śmierć dowódców – mjr. Władysława Raginisa i por. Stanisława Brykalskiego. Pierwszy z nich wysadził się granatem, natomiast dowódca artylerii zginął rażony odłamkiem.