Na początku września media podały, że Gowin i Ziobro „dostali od prezesa Jarosława Kaczyńskiego zadanie przejęcia jak największej liczby posłów opozycji”. Czy w razie potwierdzenia tych informacji nowi posłowie klubu PiS, zgodnie z apelami rzucanymi przez PiS w stronę m.in. Kazimierza Ujazdowskiego, zrzekną się mandatów poselskich i odejdą z Sejmu?

Nasze słowa są mieczem obosiecznym. Jeszcze niedawno, kiedy z PiS odchodził europoseł Ujazdowski, wielu zwolenników PiS, a także zdaje się niektórzy posłowie, wręcz żądali od niego zrzeczenia się mandatu i poczytywali to za akt honorowy. Teraz, kiedy przed media przewijają się plotki o możliwym przejściu grup posłów do klubu PiS (niektóre z tych plotek wpuszczają rządowe media, więc ich źródłem i inspiracją może być kierownictwo partii mającej siedzibę na Nowogrodzkiej), nie mogę odnaleźć choćby jednego głosu ze środowisk skupionych wokół PiS, które by podkreślały, że gdyby takie informacje się potwierdziły, tamci posłowie honorowo zrzekną się mandatów.

Osobiście uważam, że żądanie od posłów zrzekania się mandatów z powodu zmiany etykiety partyjnej, nie jest zasadne. Rzadko zresztą do tego dochodziło. Zrobił tak m.in. Janusz Palikot – był to element jego zagrywki marketingowej. Nie uważam, żeby to, że posłowie nie tracą mandatu po zmianie partii, powinno się zmieniać. Zadaniem posła nie jest przynależenie do określonej partii, tylko roztropna troska o dobro wspólne i z tego go powinniśmy rozliczać.

Wykonywaniu tego zadania nie sprzyja obecny system. Posłowie nie mogą być wybierani, jak dotychczas, przez bossów partyjnych, na listy wyborcze, ale bezpośrednio przez obywateli, w większościowym systemie wyborczym. Obywatele powinni mieć również prawo do odwołania danego posła w wybranym momencie. Powinno się również (a może przede wszystkim) zminimalizować znaczenie olbrzymich machin wyborczych – poprzez odebranie państwowego finansowania kilku partii politycznych (przy braku finansowania pozostałych). Już obecnie większość partii politycznych nie otrzymuje państwowego finansowania. Problem w tym, że kilka partii otrzymuje wielomilionowe dotacje i dlatego (a nie z powodu ich własnej siły, dobrego programu, itd.) wygrywają z innymi. Nie ma systemów idealnych, ale dominacja partyjnych central nad społeczeństwem jest mniej idealną sytuacją niż zagrożenia, które wiążą się z systemem większościowym.