Foto: Wikimedia Commons
Foto: Wikimedia Commons

Mieliśmy być drugą Irlandią, drugą Japonią czy Węgrami. A ja mam jedno marzenie. Bądźmy drugą Słowacją. Krajem, w którym każdy obywatel jest szanowany. Krajem, w którym referendum jest ŚWIĘTOŚCIĄ i odbywa się z AUTOMATU zawsze wtedy, gdy uda się zebrać wymaganą ustawowo liczbą głosów.

Polska Konstytucja stanowi, że „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu” oraz „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”. Klasycznym przykładem tzw. „demokracji bezpośredniej” jest referendum. Instytucja, przy pomocy której każdy obywatel powyżej 18 roku życia może wypowiedzieć się w kluczowych dla życia w danej społeczności sprawie. W demokracji, a więc ustroju którego fundamentem jest zdanie większości władza powinna w sposób szczególny traktować referendum i głos swoich obywateli. Niestety w III RP, zdanie Polaków znaczy mniej niż zeszłoroczny śnieg.

Małe porównanie:

– Słowacja – latem Sojusz na rzecz Rodziny zebrał 400 000 podpisów pod wnioskiem o organizację referendum w obronie tradycyjnej rodziny. Referendum się odbyło. Frekwencja była niska, wyniki nie są więc wiążące, ale referendum się odbyło. Uszanowano głos 400 000 Słowaków.

– Polska – zebrano milion podpisów pod wnioskiem o organizację referendum w obronie sześciolatków przed wcześniejszym posyłaniem do 1 klasy. Koalicja rządowa uznała głos miliona Polaków za nic nie warty i wniosek odrzucono. Polacy zebrali 2,5 miliona podpisów pod referendum w obronie Lasów Państwowych i polskiej ziemi, ale koalicja robi wszystko by również i ten głos zagłuszyć. Podpisy leżą w sejmowej zamrażarce, a na lasy łapy co pewien czas podnoszą kolejni złodzieje.

W przypadku Słowacji, z obywatelami się liczy. W Polsce obywatelami, którzy mają inne zdanie niż władza się gardzi. Wysyła się przeciwko nim nadpobudliwych, politycznych frustratów w postaci zaplutego z nienawiści Stefana Niesiołowskiego. To właśnie ten szczawiowy książe w rozmowie z Tomaszem Elbanowskim w roku 2013 komentując milion podpisów przyniesionych w pudełkach ryknął: „Te wasze pudła są Suwerenem ?”. Oto szacunek polskiego parlamentarzysty z partii niby „obywatelskiej” do kart zawierających wolę Narodu.

Mieliśmy też zamieszanie z odwołaniem Hanny Gronkiewicz Waltz. To referendum się odbyło, ale władza poszła jeszcze dalej. Do udziału zniechęcał nawet sam prezydent – Bronisław Bezwąsy.

„Referenda stały się przeniesieniem walki partyjnej na poziom lokalny”, „Chciałbym bardzo powściągnąć pokusę przenoszenia wojny partyjnej na poziom samorządowy, realizowanej głównie poprzez referenda odwołujących prezydentów podczas ich kadencji” – to słowa „głowy”, państwa niby demokratycznego.

Tak więc pani premier, wielka prośba. Nie szukajmy wzorców za morzami i oceanami. Nie bądźmy drugą Irlandią, Turcją, Japonią, Szwecją czy Grecją. Czerpmy zza miedzy. Bądźmy drugą Słowacją. A wy bądźcie wreszcie obywatelscy. Ale nie tak jak dzisiaj, nie w sposób w który obywatelska była milicja.