„Państwo Polskie zdało egzamin” – te słowa prezydenta Komorowskiego odnośnie działań służb państwowych zaraz po katastrofie smoleńskiej dziś powracają jak bumerang. Oto bowiem, słowom pana Prezydenta rację przyznała Prokuratura, umarzając postępowanie wszczęte po zawiadomieniu o nieprawidłowościach przez członków sejmowego Zespołu Parlamentarnego.

Wikimedia.org

Jak podaje portal narodowcy.net, zdaniem polskiej Prokuratury, czarne skrzynki z TU – 154 nie zostały sfałszowane a polscy dyplomaci na czele z Najwybitniejszym Ministrem Spraw Zagranicznych ostatnich co najmniej pięciuset lat Radosławem Sikorskim, zrobili wszystko co w ich mocy by odzyskać wrak samolotu, który rozbił się pod Smoleńskiej. Tyle oficjalnej papki. Czas na fakty.

10.04.2010 – polski samolot prezydencki spada w Rosji. 10 .12.2013 – do tego dnia Rosja nie zwróciła Polsce jej własności. TRZY LATA I OSIEM MIESIĘCY. Przez taki okres, polscy, najwybitniejsi dyplomaci nie byli w stanie wymóc na Rosjanach zwrotu naszej własności. Własności kraju rzekomo wolnego, suwerennego, zajmującego wyjątkową pozycję w Europie.

To jednak nie wszystkie „zasługi” naszej dyplomacji. Otóż nasi wybitni politycy, rzec by można mężowie stanu pozwolili na to, by zaraz po katastrofie służby obcego mocarstwa deptały wrak, cięły go na kawałki, wybijały szyby i myły go (!!!!) zacierając tym samym wszelkie ślady, które mogłyby nam odpowiedzieć na pytanie co tak naprawdę stało się 10.04.2010 roku. Później, ten zdewastowany wrak wraku wystawiono na świeżym powietrzu, niczym nie osłonięty. I leżał sobie w upale, deszczu i mrozie, które to zacierały kolejne ślady których nie zdołali zatrzeć rosyjscy służbiści. Wreszcie, kiedy to i owo zostało wywiane i spłukane BRACIA MOSKALE okryli nasz wrak wraku jakąś szmatą, którą podrywa byle wiaterek. I tak leży sobie ten nasz wrak a Rosjanie kpią sobie z nas i upokarzają. Bo z jednej strony mówią, że w sprawie katastrofy wszystko jest jasne: doprowadziły do niej błędy pilotów, pijany generał Błasik i awanturujący się prezydent Kaczyński. Z drugiej jednak strony, wrak ma zostać nam oddany po zakończeniu rosyjskiego śledztwa. Kiedy się ono skończy nie wiadomo.

Na deser, żeby jeszcze podkreślić zasługi Najwybitniejszego Ministra Spraw Zagranicznych ostatnich pięciuset lat należy przypomnieć, że w grudniu 2012 roku bezradny jak dziecko w piaskownicy Sikorski prosił wysoką przedstawicielkę Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa Catherine Ashton o to, by podczas szczytu z Rosją poparła żądania Polski, dotyczące zwrotu wraku.   Kiedy jednak to nic nie dało Pan Minister zrobił woltę i w marcu bieżącego roku stwierdził: „Nie mierzyłbym skuteczności polityki wobec Rosji sprawą wraku, który jest dla nas ważną pamiątką, ale już nawet nie tak ważnym dowodem w sprawie.” 

No tak, podziwu godna skuteczność. Myślę, że Pokojowa Nagroda Nobla to byłoby odpowiednie uhonorowanie Naszego Geniusza Polityki Zagranicznej.

Przechodzimy do kwestii „czarnych skrzynek”. Prokuratura twierdzi, że zapisy z nich nie zostały zmanipulowane. No oczywiście. Co z tego, że najpierw leżały miesiacami w Rosji, bez żadnej kontroli a później okazało się, że nagrania z kabiny pilotów mają różną długość. To, które uwzględniono w raporcie MAK ma 38 minut i 16,8 sekund, to o którym mowa w raporcie Millera wynosi 38 minut i 14,5 sekund. Instytut Ekspertyz Sądowych mówi o 38 minutach i 13,6 sekundach, kopia badana przez FSB ma 36 minuty i 58,6 sekundy a badany przez firmę Forenex zapis ma … 36 minut i 24 sekundy. Jeden zapis w pięciu różnych wersjach… Co to, przypadek? A może skurczyły się w praniu?

Tymczasem Prokuratura umarza śledztwo, oddala zarzuty opozycji i twierdzi że nie stwierdziła żadnych uchybień? Śmiać się czy płakać?