Oburzenie „obrońców demokracji” wywołała krytyka przez wicepremiera i ministra kultury prof. Piotra Glińskiego spektaklu „Kobieta i śmierć”, z występującymi tam aktorami porno. Sama reżyserka twierdzi, że stosunek seksualny na żywo był, choć spragnieni ostrego porno i tak czuli się zwiedzeni. Na uwagę w tym wszystkim zasługuje jednak postawa policji, podległej już teraz PiSowskiemu MSW.

Kodeks wykroczeń mówi: w art. 51:

§ 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek
publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

W Art. 140 zaś:

Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku,
podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo
karze nagany.

W art. 140 dobrem chronionym jest obyczajowość publiczna – ważne jest już samo zachowanie sprawcy, nie tu musi jak w przypadku art. 51 nikt osobiście poczuć się urażony.

Według zaś materiałów dydaktycznych szkoły policji Katowice „Wykroczenia przeciwko porządkowi i spokojowi publicznemu:

miejscem publicznym jest miejsce ogólnodostępne dla wielu osób. Może to być
miejsce, do którego wstęp ma każdy bez ograniczeń np. ulica, park, sklep, jak również miejsce wymagające posiadania określonej karty wstępu (biletu, zaproszenia) – np.
kino, stadion, tramwaj, itp.

Na podstawie interpretacji, jakich się uczy policjantów, w Teatrze Polskim we Wrocławiu miało dojść do wykroczenia. Zapowiadano bowiem akt seksualny na żywo. Przed teatrem natomiast na zarejestrowanej, legalnej demonstracji, protestowali członkowie Krucjaty Różańcowej, do której dołączyli narodowcy. Co wobec tego zrobiła policja? Aresztowała osoby blokujące wejście do teatru, które następnie usłyszały zarzuty nielegalnego zbiegowiska. Na jakiej zasadzie część zarejestrowanej demonstracji funkcjonariusze uznali za legalną, a część nie, wiedzą już tylko oni sami.

<div class=”banner-inside-text”>
<script async src=”//pagead2.googlesyndication.com/pagead/js/adsbygoogle.js”></script>
<!– prostokąt w tekście parezja.pl –>
<ins class=”adsbygoogle”
style=”display:inline-block;width:300px;height:250px”
data-ad-client=”ca-pub-8809622402754508″
data-ad-slot=”4295612871″></ins>
<script>
(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({});
</script>
</div>

Policja nie zrobiła natomiast nic z tym, że z tego, co policjantów się uczy, w teatrze miało dojść do wykroczenia. Wręcz przeciwnie, aresztowano osoby, próbujące się temu przeciwstawić.

Żądanie wicepremiera Glińskiego usunięcia scen seksu lub wstrzymania wystawienia przedstawienia wywołało wściekłość lewicy (przedstawienie podobało się nawet Tygodnikowi Powszechnemu) i poparcie żelaznego elektoratu PiS i środowisk jeszcze bardziej na prawo. Minister kultury wykazał się jednak brakiem skuteczności, gdyż do spektaklu i tak doszło. Zamiast utarczek medialnych skuteczniejsza mogła być rozmowa w cztery oczy z dyrektorem i groźba cofnięcie subwencji ministerialnych, bez których teatr nie przetrwa. Tak mamy natomiast żądania przez dyrektora Krzysztofa Mieczkowskiego, posła Nowoczesnej, dymisji ministra. A spektakl ma się dobrze.

Beata Kempa, szefowa Kancelarii premier Szydło za wszystko przepraszała. Jednak pozostają tu słowa, za którymi nie idą w parze czyny. PiS wymieniło szefów służb specjalnych, a w działaniach policja nic się nie zmienia. Jak zwykle alergicznie reaguje ona na wszelkie prawicowe formy oporu obywatelskiego, broniąc dzielnie lewej strony. Ciężko uwierzyć w przypadek, że Marsz Niepodległości przebiegł spokojnie akurat w tym roku, gdy zadymy nikomu nie były potrzebne. Nagle policję oświeciło, że gdy nie jest widoczna nie eskaluje agresji wśród obecnych w tłumie kibiców. Akurat, gdy PO przegrało. Jednak wydarzenia wrocławskie pokazują, że na prawdziwą zmianę w policji ciężko liczyć, i wcale nie kwapi się do niej MSW.

źródło: gazetawroclawska.pl/Wykroczenia przeciwko porządkowi i spokojowi publicznemu