Foto: Youtube.com
Foto: Youtube.com

W ciągu ostatnich dni dochodziły do nas informacje o ważnych poczynaniach naszych sąsiadów. Najpierw rosyjska telewizja RT podała, że Rosja zamierza przygotować nowy plan obronny zakładający modernizację sił zbrojnych. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź Ukraińców. Tamtejszy parlament poparł mobilizację do armii, której liczebność w bieżącym roku ma sięgnąć 250 tysięcy. Jakie plany na wzmocnienie polskich możliwości bojowych mają premier Ewa Kopacz czy minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak? Obawiam się, że nie mają żadnych.

Rosyjski plan obronny na lata 2016-2020 zakłada zwiększenie liczby żołnierzy oraz podniesienie poziomu bojowego sił zbrojnych. Dotyczy to zwłaszcza baz rozmieszczonych na Krymie, w obwodzie kaliningradzkim i w rejonie Arktyki. Na ostatnim z tych obszarów ma odbyć się przebudowa dziesięciu lotnisk mająca na celu przystosowanie ich do potrzeb bojowych. Według rosyjskiego ministra obrony Siergieja Szojgu ma nastąpić doposażenie tamtejszej armii w postaci 700 pojazdów zbrojnych, 126 samolotów, 88 helikopterów oraz 1550 pojazdów innego typu. Dodatkowo wojsko rosyjskie będzie dysponowało dwoma systemami rakietowymi oraz siedmioma okrętami.

Jak podaje telewizja RT, Rosjanie wybudują też nowe stacje radarowe oraz skoordynują ze sobą sieć poligonów łączących wszystkie rosyjskie okręgi wojskowe. Liczebność armii ma wzrosnąć o 52 tysiące zawodowych żołnierzy. Mobilizacja w dziedzinie militarnej ma mieć związek z „pojawieniem się nowych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego”, którymi to zagrożeniami mają być działania podejmowane przez NATO.

Tymczasem ukraiński parlament opowiedział się za podobną mobilizacją wojskową. Decyzja ta spowodowana jest obawą przed zakrojoną na szeroką skalę rosyjską agresją. Nowi poborowi nie będą jednak odbywać służby na terenach wschodniej Ukrainy, gdzie cały czas trwają działania wymierzone przeciw separatystom. Mobilizacja może objąć nawet 100 tysięcy dodatkowych żołnierzy. To wyraźna odpowiedź nie tylko na najnowsze plany militarne Rosji, ale także zdroworozsądkowa analiza sytuacji, która od dłuższego czasu narasta na linii ukraińsko-rosyjskiej.

Jak w tym wszystkim odnajduje się Polska? Czy nasi przywódcy widzą w rozgrywanych na wschodzie wydarzeniach jakiekolwiek zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa bądź interesów? Udzielenie odpowiedzi na te pytania nie jest trudne, jest za to bolesne i odsłaniające nieudolność i niekompetencję obecnej ekipy rządzącej. Każdego dnia przekonuje nas ona o tym, że przerasta ją sprawowanie kontroli nad bieżącymi sytuacjami w kraju, a co dopiero myślenie o kwestiach tak abstrakcyjnych jak polityka zagraniczna czy powiązana z nią ściśle polityka obronna. Dzisiejszy stan polskiej armii to jedynie niewiele ponad 100 tysięcy żołnierzy i mimo działań wojennych, które toczą się tak blisko nas, nic nie wskazuje na jakiekolwiek zmiany w tej kwestii. Czy naprawdę zawsze musimy godzić się z przysłowiem „mądry Polak po szkodzie”?