Beata Szydło przychyliła się do propozycji minister pracy, która chciała, by podwyżki emerytur w przyszłym roku były wyliczane przy pomocy najniższego wskaźnika wzrostu płac.

W roku 2009 Elżbieta Rafalska jako posłanka opozycji walczyła o wyższe emerytury i grzmiała w Sejmie:

Proszę pamiętać, że pokrzywdzeni są przede wszystkim ci, którzy pobierają najniższe świadczenia.

Do władzy doszedł PiS, pani poseł została panią minister i pogląd na tę sprawę uległ zmianie. Teraz Rafalska proponuje, by podwyżki emerytur w roku 2017 wyliczać przy pomocy najniższego wskaźnika wzrostu płac. Do propozycji tej przychylić się miała premier Szydło, a rozporządzenie w tej sprawie trafiło do Dziennika Ustaw.

Wraz z nową waloryzacją najniższe emerytury wzrosną o 1,5 zł, a najwyższe o… 7 zł. Przedstawiciele ZUS-u nie kryją, że cały czas wzrasta liczba osób, które otrzymują świadczenia niższe od najmniejszej emerytury. W 2011 roku takich ludzi w całym kraju było 24 tys., a dziś to aż 76 tys. osób.

Na takie działania nie zgadza się szef Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Jan Guz. Jego zdaniem sprawa emerytur nie jest jednak jeszcze przesądzona.

Czy sprawa przyszłorocznych podwyżek emerytur i rent jest już przegrana? Nie do końca. Ukazało się rozporządzenie, ale jeszcze można coś zmienić w trakcie prac nad budżetem państwa. Apelujemy o to do rządzących – powiedział Guz.