Na przełomie roku 2006 i 2007 pracowałem w programie śledczym TVP „30 minut”. Notował on dobrą oglądalność dochodzącą do 2 milionów, mimo dużej konkurencji. Miałem już pewną wiedzę o fundacji Pro Civili od oficera CBŚ, więc zadzwoniłem do Bronisława Komorowskiego z prośbą o spotkanie.

Moja wiedza o Pro Civili była potwierdzona u informatora z ABW, który zmarł w dziwnych okolicznościach. Mówiąc wprost: zabito go. Dziwnym trafem stało się to wtedy, gdy wyszedł naprzeciw mojej prośbie i zaczął się interesować fundacją.

Bronisław Komorowski jako minister obrony narodowej prowadził działania osłonowe w związku z Pro Civili. Jeśli do niego jako zwierzchnika sił zbrojnych przychodził ktoś z oficerów mówiąc: fundacja tak naprawdę niszczy instytucje państwowe, doprowadza je do strat w wysokości wielu setek milionów złotych, tak jak Wojskową Akademię Techniczną; jeśli oficerowie mówili: panie ministrze, trzeba coś z tym zrobić, Komorowski błyskawicznie doprowadzał do tego, że kariera takiej osoby była momentalnie niszczona. Dochodziło do sytuacji, w których po Wojskowej Akademii Technicznej kręcił się jakiś Rosjanin mający dostęp do tajemnic państwowych, badawczych. Chwalił się, że ma pełnomocnictwa z MON, żeby się zajmować takimi rzeczami.

Ja mając już wiedzę na ten temat chciałem zapytać marszałka w grudniu 2006 o jego związki z Pro Civili, również o to, dlaczego nie reagował na alarmistyczne sygnały oficerów i ich błagania dotyczące wyjaśnienia całej sprawy. Umówiłem się więc z marszałkiem Sejmu na rozmowę o WSI. On wtedy bardzo chętnie się wypowiadał, mówił, że to bardzo dobra instytucja, działająca na rzecz państwa, że ich zniszczenie to rzecz skandaliczna. Komorowski na rozmowę ze mną się zgodził, zadałem kilka standardowych pytań, na które odpowiadał bez problemów, ugościł mnie i ekipę telewizji bardzo serdecznie. Wreszcie zapytałem o to, z czym tak naprawdę przyszedłem: Panie marszałku, czy zna pan taką fundację o nazwie Pro Civili?

I nagle jakby ktoś zabrał jedną osobę, a wstawił drugą. Momentalnie znika uśmiech, znika swoboda, zaczyna nerwowe patrzenie. Usłyszałem, że nie na taką rozmowę się umawialiśmy. Odpowiedziałem, że na taką, gdyż Pro Civili założyły właśnie WSI. I nagle pytanie pana Komorowskiego: Czy pan wie, co pan robi? Zarówno ja, jak i kamerzysta oraz operator odczytaliśmy to jednoznacznie – że pan marszałek nam grozi. Powiedziałem, że opinia publiczna ma prawo wiedzieć. Usłyszałem, że mam minutę na opuszczenie gabinetu. Spojrzał na zegarek i mówi: pół minuty. Kiedy czas minął, wstał i wyszedł.

Kamera cały czas to kręciła. Później wyemitowaliśmy całą rozmowę w programie „30 minut” jako zdumiewającą reakcję Bronisława Komorowskiego na proste pytanie. Odpowiedź na nie padła po tym, jak przepytałem Komorowskiego w Pałacu Prezydenckim. W roku 2014 jako oskarżony w procesie, przesłuchiwałem świadka Bronisława Komorowskiego. Próbowałem zadać właśnie to pytanie. Komorowski podobnie jak na wiele innych pytań nie chciał odpowiadać, zasłaniał się niepamięcią, ale później w programach telewizyjnych zaczął mówić o fundacji Pro Civili. Media podchwyciły ten temat, więc chciał jakby rozbroić ten granat. Zaczął o niej mówić w taki sposób, że tak naprawdę oficerowie WSI prowadzili wtedy intensywne śledztwo w sprawie jej działalności i on o tym doskonale pamięta.

Bronisław Komorowski po raz kolejny kłamał. Oficerowie CBŚ formalnie tylko wszczęli śledztwo, następnie przejęli je oficerowie WSI. Było to więc śledztwo we własnej sprawie. Prowadzili je tak, że natychmiast objęli inwigilacją tych oficerów CBŚ, którzy mieli w związku ze sprawą największą wiedzę. Oficerowie WSI nie prowadzili więc śledztwa w sprawie działalności przestępczej Pro Civili, tylko prowadzili śledztwo przeciwko oficerom CBŚ, którzy mieli czelność prowadzić śledztwo przeciwko Pro Civili. Były prezydent doskonale wiedział, że było to śledztwo przeciwko funkcjonariuszom, którzy chcieli wyjaśnić sprawę przestępczej działalności fundacji.

Właśnie od tego momentu, od tego wywiadu zaczęły się moje problemy z Bronisławem Komorowskim. W bardzo krótkim czasie, w ciągu dwóch miesięcy od tego spotkania już była umocowana prowokacja z głównym udziałem pułkownika Leszka Tobiasza, pułkownika WSI, dobrego znajomego Komorowskiego. Prowokacja, która zakończyła się moim aresztowaniem i która została nazwana aferą marszałkową. 16 grudnia tego roku zostałem wreszcie w tej sprawie uniewinniony wbrew twierdzeniom Komorowskiego, że jestem człowiekiem niewiarygodnym, bo jestem przestępcą. Sąd stwierdził, że nie ma najmniejszego śladu mojej winy, a bardzo niejasna rola w tej historii jest właśnie rolą Bronisława Komorowskiego.

Nagranie z gabinetu marszałka Komorowskiego miałem w formie nagrania na kasecie VHS, miałem w formie nagrania na płycie CD, ale obydwa te nagrania ABW mi zabrała w 2008 roku podczas rewizji. Nigdy mi nagrań nie oddano, mimo wysłania kilkudziesięciu pism, podobnie jak dokumentów dotyczących śmierci ks. Popiełuszki i wielu, wielu innych. Mam nadzieję, że po zmianach, które zajdą w prokuraturze w najbliższych miesiącach odzyskam te materiały, o ile one jeszcze są, o ile niewidzialna ręka ich nie zniszczyła.

Również sąd na mój wniosek podczas procesu kilkakrotnie wystąpił do TVP o te nagrania. Pan Juliusz Braun odpowiedział, że oczywiście nie ma problemu, telewizja udostępni, ale najpierw musi je znaleźć. Po kilku miesiącach sąd znowu wystąpił do pana Brauna, na co ten odpisał, że jeszcze nie znaleziono tych materiałów, ale że pamięta o prośbie sądu i jak tylko materiały uda się znaleźć, to zostaną przekazane na potrzeby procesu. Jak łatwo się domyślić, nie znaleziono ich do dziś. Być może po zmianach w TVP te materiały się wreszcie odnajdą. Sam bym chciał, aby opinia publiczna mogła je odnaleźć.