Poprawność polityczna w Polsce, można śmiało stwierdzić, nie istnieje, choć starają się ją narzucić nam niektóre środowiska. W ostatnim czasie szczególnie te pro-ukraińskie. Wygląda na to, że każdy kraj ma jakąś swoją poprawność.

My w naszym mamy poprawność patriotyczną. Jako pierwszą ofiarę tejże poprawności uznałbym publicystę i pisarza Rafała Ziemkiewicza. Otóż ten Pan naraził się „narodowi polskiemu”, nadając tytuł jednej ze swoich książek „Polactwo”. (Zwrot narodowi polskiemu dałem w cudzysłów, bo to, co obecnie mamy, nie można nazwać narodem). Straszna obraza majestatu, ubliżanie rodakom, a nawet ich poniżanie! Czy zajadli krytycy przeczytali coś więcej niż tytuł? No skądże! Ponownie lekkim gradobiciem oberwał Pan Ziemkiewicz, gdy opublikował kolejną pozycję „Jakie piękne samobójstwo”. Krytyka, wrzaski, zarzucanie chęci sojuszu z Hitlerem itd. Ale zapoznania się z treścią w zdecydowanej większości brak.

Te gromy określiłem jako lekkie bo potężniejsze zebrał wspomniany wcześniej Piotr Zychowicz, redakcyjny kolega Ziemkiewicza, za swoje dwie książki. Pierwszą był „pakt Ribbentrop-Beck”, a drugą „Obłęd 44”. W pierwszej historyk postawił śmiałą tezę, że Polska powinna była współpracować z rządzonymi przez narodowych socjalistów Niemcami i nawet iść razem z nimi na wojnę przeciwko Związkowi Sowieckiemu. Oprócz tego zawiera ona mnóstwo ciekawych, istotnych i mało znanych faktów na temat relacji polsko-niemieckich. Uściślając: Pan Zychowicz uważa, że trzeba było z Niemcami iść na ZSRR, a Pan Ziemkiewicz jedynie podał informację, iż taka opcja po prostu istniała. Ale żeby się tego dowiedzieć trzeba by przeczytać te książki…

Wręcz totalny huragan wywołała książka „Obłęd 44”, w której krytykuje się decyzję o wywołaniu 1 sierpnia 1944 roku akcji „burza”. Plucie na groby przodków, hańbienie Polski, przeinaczanie historii, działanie na korzyść wrogich narracji i takie inne zwroty usłyszeli nieraz wyżej wymienieni przeze mnie redaktorzy. Co ciekawe wybitny polski sowietolog i historyk, nieżyjący już niestety Profesor Paweł Wieczorkiewicz, też krytykował Powstanie Warszawskie, popierał tezę o sojuszu polsko-niemieckim, a mimo to jest autorytetem szczególnie dla tych poprawnie patriotycznych. Ogólnie w Polsce występuję dziwna i niezrozumiała dla mnie tendencja skrytykowania książki bez jej przeczytania, filmu bez obejrzenia czy spektaklu teatralnego bez zobaczenia.

Świeżą ofiarą patriotycznej poprawności jest Paweł Kukiz, który wywołał spore zamieszanie swoim wpisem dotyczącym Żołnierzy Niezłomnych. Nie chcę tutaj wchodzić w szczegóły i oceniać. Chodzi mi o sam fakt, że jeżeli ktokolwiek wypowiedział się wobec polskiej historii wbrew głównemu nurtowi, to jest linczowany z każdej strony. Pana Kukiza zdążyli już zjechać niemalże wszyscy, na czele z ONR-em i pastorem Chojeckim, który mógł kolejny raz pochwalić się zlokalizowaniem „ruskiego agenta”. Tak naprawdę garsteczka ludzi przeczytała tenże wpis ze zrozumieniem i pojęła, o co chodziło. Jednak dla większości Kukiz okazał się draniem stawiającym znak równości między UPA i żołnierzami polskiego podziemia niepodległościowego… Dyskurs na temat naszej historii aktualnie jest bardzo ciężko prowadzić, co uniemożliwia nam jej zrozumienie. Poprawność patriotyczna knebluje usta i wyklucza z debaty inaczej myślących, tak samo jak obowiązująca w Zachodniej Europie poprawność polityczna.

W skrócie u nas historia brzmi tak: my wspaniali, szlachetni i czyści jak łza, zawsze dobrzy i waleczni, ale wiecznie atakowani przez złych i zajadłych wrogów, do tego na dokładkę wiecznie zdradzani przez sojuszników. Np. Winston Churchill świetny strateg, mówca i dobry polityk… Ale, ale stop, stop. Toż to zdrajca, bo sprzedał nas w Jałcie komunistom! I koniec dyskusji. My „Chrystus narodów” (jak mnie mdli, gdy widzę/słyszę ten frazes) powstania robimy i przelewamy krew, a ony wszystkie złe i podłe tego bohaterstwa nie doceniają.  Nie możemy rozmawiać normalnie, wymieniać się argumentami, poddawać w wątpliwość decyzje i co najważniejsze nie możemy wyciągać wniosków, aby nie popełnić błędów w przyszłości. Mimo że od wydarzeń minęło sporo czasu. Obecnie historia nasza jest chora na mitologizację i potrzebujemy odtrutki. Historii nie odtrują kolejne serwowane przez rząd programy nauczania. Dlatego konieczne jest zaistnienie kolejnych „zychowiczo” i ziemkiewiczo” podobnych.

Do najniebezpieczniejszych zawodów świata zalicza się głównie górników, strażaków i policjantów. Z czołówek rankingów nie schodzą też taksówkarze. Poza ewentualnymi fizycznymi uszkodzeniami występują też problemy natury psychologicznej wytwarzane przez stres, jaki wiąże się z wykonywaną pracą. W Polsce według mnie w pierwszej dziesiątce najbardziej stresujących i niebezpiecznych zawodów powinno się sklasyfikować historyków i publicystów dotykających historii.