W polskiej przestrzeni publicznej w przeważającej większości toczą się spory o rzeczy mające znikome znaczenie. Co gorsza zazwyczaj to wszystko ciągnie się tygodniami. No, a jeżeli zdarzy się tak, że dyskusja toczy się o coś istotnego, np. służbę zdrowia, poziom edukacji, bankrutujący system emerytalny i stale rosnący dług, to cała debata opiera się o obrzucanie błotem. Wzajemne oskarżenie, kto co nie zrobił lub zrobił źle, kto ile ukradł, a kto ile dał itd. Media głównego nurtu wiernie służą swoim szefom.

Inaczej wygląda to w „strefie wolnego słowa”, czyli internecie, gdzie na przeróżnych stronach rozmawia się o ważnych tematach. Główny problem jest taki, iż niestety większość ludzi woli zajmować się, mówiąc kolokwialnie, głupotami, aniżeli poważnymi sprawami. Nasza klasa polityczna robi tak samo – w końcu trzeba suwerenowi się przypodobać, tym bardziej że na horyzoncie wybory. Dowodem tego jest ostatnia sytuacja, jaką podsycają szczególnie prorządowe media. Chodzi o Francję. Otóż tamtejszy sąd nakazał usunięcie krzyża z pomnika Jana Pawła II. Premier Szydło chce ten pomnik ściągnąć do Polski. To wszystko można oczywiście skomentować i enty raz pochylić się z bólem serca nad Europą Zachodnią, która coraz bardziej wciągana jest przez bagno politycznej poprawności. Ale koniec końców to sprawa Francji i jej obywateli. No i szczerze mówiąc błahostka. Zapewniam – w Polsce mamy naprawdę ważniejsze problemy niż usuwanie krzyży z pomników w państwie francuskim.

Nazywani przez Grzegorza Brauna „funkcjonariusze frontu ideologicznego” potrafią bardzo dobrze wykorzystać emocje i odpowiednio zelektryzować opinię publiczną w dowolnym momencie… Gdy potrzeba przepchnąć ustawę, która może odbić się na słupkach poparcia, to z automatu wyciąga się aborcję albo związki jednopłciowe. Albo oba naraz.

Istnieją też „wydarzenia okresowe”. Na początku roku zawsze odbywa się wojna na słowa wokół Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Scenariusz ten sam co zawsze: Owsiak złodziej, nie daję Owsiakowi, a on kradnie, a on ateista, wolę dać na Caritsa, bo ona pomaga itd. Na co druga strona: Caritas kradnie, wolę dać Owsiakowi niż klechom, na pohybel katolom i Pisowcom itd. Nawalanka pełna. Podobnie jest od paru ładnych lat przy okazji święta Halloween. Tutaj argumenty opierają się na ostrzeganiu, jakoby obchodzenie Halloween było nie dość że grzechem, to czystym pogaństwem! Mało tego można zostać opętanym przez szatana albo inne demony. Facebook zapychają memy, żeby nie małpować Amerykanów, nie robić z siebie kretyna i pójść jak nakazuje polski zwyczaj zapalić świeczkę na grobie. Cała ta wojenka wzbudza u mnie jedynie śmiech, ponieważ jest to kolejna żałosna wielka burza w szklance wody. Postanowiłem dlatego przyjrzeć się, jak wygląda w praktyce obchodzenie w naszym kraju Halloween i czy ma to negatywny wpływ na ludzi biorących udział w tym procederze. No i czy faktycznie 31 października wypiera u nas dzień Wszystkich Świętych?

Podjąłem się obserwacji, licznych rozmów zarówno z dziećmi, jak i dorosłymi oraz dorzucam własne przemyślenia. Pięć głównych wniosków:

  1. Pojawia się w sklepach liczna liczba przedmiotów związanych z oboma świętami. Dynie oraz motywy z duchami, demonami, zombie czy też wampirami. Oprócz tego wiązanki, kwiaty i znicze. Zdecydowanie te drugie przedmioty są kupowane w większej ilości.
  2. Dzieci i młodzież przebierają za różne postacie, potwory itd. Chodzą po domach i wypowiadają hasło „cukierek albo psikus”. Co ciekawe większość ludzi odbiera ich pozytywnie i daje dzieciom słodycze. (W zeszłym roku mój młodszy brat przyniósł całą reklamówkę).
  3. „Starsza młodzież” i dorośli bawią się w weekend w różnych klubach, ale także na domówkach. Impreza opiera się o motywy z Halloween, tj. maski albo przebrania. Reszta po staremu: muza na „full”, tańce, romanse, buziaki, alkohol i papierosy. Co istotne na drugi dzień u imprezowiczów występuje tradycyjny polski kac. Nie stwierdza się opętania ani innych dziwnych zachowań.
  4. Pierwszego listopada każdy, kto wcześniej brał udział w Halloween, udaje się na cmentarz zgodnie z polską tradycją. Nie dostaje ataku wścieklizny i nie leci mu piana z ust na widok krzyża albo księdza.
  5. Nie stwierdzono nagłego wzrostu liczby opętanych.

Kolejna burza w szklance wody, czyli to, co media głównego ścieku potrafią najlepiej. To, że pojawiają się u nas pewne tradycje i święta z innych krajów, jest naturalne jak oddychanie. Nie ma co się złościć i obrażać. Każdy ma prawo obchodzić, co chce. Polecam wrzucenie na luz i spojrzenie na to wszystko bez emocji.