Odejście od klasycznego rozumienia polityki – jako roztropnej troski o dobro wspólne – a przemianowanie jej już nawet nie w walkę o zdobycie i utrzymanie władzy, ale po prostu jakichkolwiek przywilejów oraz eksponowanych i dobrze płatnych stanowisk, doprowadziło współcześnie w Polsce do stanu niejako zimnej wojny domowej.

Jest to wojna jałowa, bo toczy się de facto o kilka stołków w jednej z wielu instytucji państwowych, a może mieć bardzo negatywne konsekwencje. Winę za trwanie tego sporu ponoszą obie strony konfliktu.

Spór o Trybunał Konstytucyjny jest jałowy, nie ma najmniejszego sensu. Chodzi o kilku sędziów w tą czy w tamtą. Można go było już dawno zakończyć, odgradzając przeszłość grubą kreską, ustalając, że wybór sędziów TK ma się odbywać większością 2/3 głosów, wygaszając dotychczasowy skład i wybierając nowy według nowych reguł. Mielibyśmy instytucję, która dzięki swojemu autorytetowi broniłaby niepodważalności zasad zapisanych w Konstytucji, jak to już robił TK wielokrotnie, np. w 1997 roku broniąc konstytucyjnego prawa do życia każdego człowieka, a ostatnio wolności sumienia. TK nie jest instytucją idealną, ale mimo wszystko potrzebną.

Nie miała najmniejszego sensu akcja Platformy Obywatelskiej, PSL i SLD, wyboru większej – niż wynikałoby to z prawa – ilości „swoich” sędziów TK, bo ich brak w składzie Trybunału nie zachwiałby większością „swoich” sędziów w tym składzie przez czas niewiele mniejszy, niż ściśle trzymając się prawa. Nie miała najmniejszego sensu akcja PiS, pośpiesznego „odbicia” tych kilku stołków zaraz po wyborach parlamentarnych, bo ani tych kilku „pisowskich” sędziów póki co nie będzie miało większości w składzie (a uzyska ją niewiele wcześniej, niż gdyby PiS machnął ręką i zajął się rozwiązywaniem poważnych problemów Polaków, zamiast jałowymi sporami), ani nie sprawiło to, że sprawa ta stała się mniej zagmatwana.

Nie ma najmniejszego sensu wreszcie akcja władz Unii Europejskiej, pognębienia władz polskich pod pretekstem sporu o TK, bo UE niczego wartościowego dla siebie nie uzyska, zakładając, że nie walczy o wyjście Polski, a być może za nią części państw Europy środkowo-wschodniej z UE. Warto przypomnieć, że w 1982 roku na Grenlandii, która jest autonomiczną częścią Danii, odbyło się referendum w sprawie jej wystąpienia z ówczesnej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej (obecnie UE) i wyspa oficjalnie opuściła wspólnotę w 1985 roku. Przed nami teraz podobne referendum w Wielkiej Brytanii, a więc nie może być problemu, aby tak samo zrobić w jakimkolwiek innym kraju UE.

Jedynym sensownym rozwiązaniem obecnego konfliktu, a tym samym zażegnaniem tej zimnej wojny domowej, jest powrót do klasycznego rozumienia polityki jako roztropnej troski o dobro wspólne. Póki osoby angażujące się w życie publiczne w Polsce będą kierowały się troską o zaspokojenie swoich partykularnych interesów, zdobycie przywilejów i stołków, póty nie będą w stanie dojść do porozumienia, bo ich pragnienia wzajemnie się wykluczają.

Jakie mamy przed sobą wizje rozwoju sytuacji? Jest ich kilka:

– zimna wojna domowa przekształca się w „gorącą” i mamy do czynienia z ostatecznym upadkiem Polski

– zimna wojna domowa toczy się jeszcze przez jakiś czas, a następnie do głosu dochodzą osoby kierujące się roztropną troską o dobro wspólne i kończą konflikt

– czynniki zewnętrzne pacyfikują zimną wojnę domową i przejmują władzę w Polsce

– jedna ze stron konfliktu ostatecznie się „wykrwawia”, a pozostali na placu boju zwycięzcy przejmują władzę w Polsce.

Jakiej przyszłości chcemy dla Polski?