Niektórzy krytykujący program „rodzina 500+” zdają się nie zauważać celów, dla których został stworzony. Apelując o szersze obdarowanie pieniędzmi przez rząd nie zastanawiają się, w jaki sposób ma to pomóc realizacji prorodzinnemu i inwestycyjnemu celowi projektu.

Program rodzina 500+ został przyjęty. Już za kilka miesięcy objęte programem osoby odbiorą przysługujące im pieniądze. Nie milkną jednak echa dyskusji na temat tego, kto powinien zostać przez rząd obdarowany. Moim zdaniem ta dyskusja jednak przebiegała całkowicie obok rzeczywistego celu, dla którego powstał ten projekt. W mojej opinii jedyne, rozumiejące przeznaczenie tego programu, uwagi przedstawili posłowie klubu Kukiz’15, wskazując na jego niewystarczalność i podkreślając potrzebę rozluźnienia w kwestiach podatkowych i biurokratycznych.

Trzeba jednak zauważyć, że program ten należy oceniać nie oddzielnie, ale razem z wszystkimi innymi działaniami państwa, m.in. trochę mniej popularnym „kosiniakowym”, wprowadzonym rzutem na taśmę pod koniec rządów PO-PSL.

Wracając jednak do tych krytycznych głosów, nie trafiających w rzeczywiste cele programu, trzeba przypomnieć, że w zamyśle jego autorów ma to być inicjatywa prorodzinna i inwestycyjna. Trzeba więc oceniać zarówno zasadność jej wprowadzenia, jak i efekty po kilku latach oceniać tak, jak ocenia się każdą inną inwestycję.

W jaki sposób w opłacalności tej inwestycji pomogłoby szersze objęcie programem samotnych matek z jednym dzieckiem? Celem tej inwestycji państwa jest zmotywowanie rodzin do posiadania większej ilości dzieci. Czy dodatkowe 500 zł miesięcznie zmotywowałoby samotną matkę jednego dziecka do starania się o drugie? Czy miałaby do tego możliwości? Czy wreszcie państwo powinno motywować do poszerzania problemu dzieci wychowujących się w rodzinach niepełnych, bez jednego z rodziców?

Innym z pomysłów krytyków tego programu na jego poszerzenie było objęcie nim także dzieci pełnoletnich, do zakończenia ich nauki. Wtedy program objąłby także i mnie, moi rodzice otrzymywaliby ze względu na mnie dodatkowe 500 zł miesięcznie, co by się nam na pewno przydało, więc teoretycznie nie powinienem być przeciwny takiej poprawce. Tylko, czy te dodatkowe pieniądze zmotywowałyby rodziców w wieku 36-50 lat (bo w takim wieku są zazwyczaj rodzice osób studiujących) do postarania się o kolejne dziecko? Czy takie było zamierzenie państwa, aby ludzi w takim wieku zachęcać do powiększania rodziny?

Jednak chyba najbardziej sztandarowym pomysłem krytyków tego programu w jego ostatecznym kształcie było objęcie nim także rodzin z jednym dzieckiem, bez progów dochodowych. Może się to wydawać zasadną uwagą, bo przecież aby mieć drugie, trzecie, czy kolejne dziecko, trzeba mieć najpierw pierworodne. Trzeba sobie jednak zadać pytanie – czy jeżeli ktoś ma dochody na tyle duże, że nie jest w stanie spełnić wymogu nieprzekroczenia progu 800 zł na osobę (w przypadku rodziny 2+1 jest to max. 2400 zł miesięcznego dochodu na rodzinę, w przypadku samotnej matki z dzieckiem jest to max. 1600 zł miesięcznego dochodu), to na prawdę nie chce zakładać rodziny przede wszystkim z powodów finansowych? A może jego motywacje są całkiem inne? W takim wypadku przyjęcie takiej poprawki byłoby chybioną inwestycją.

Wydaje się więc, że przyjęcie programu „500+” w formie proponowanej przez rząd jest świetną wiadomością dla osób obawiających się o bezpieczeństwo demograficzne Polski. Tylko czy rzeczywiście Polacy i Polki zaczną teraz masowo zakładać i poszerzać swoje rodziny w kraju, w którym nadal są wysokie i skomplikowane podatki, rozbudowana biurokracja, dosyć średnie perspektywy na dobrze płatną pracę? Czy Polacy i Polki wyjeżdżali na zachód na prawdę tylko dlatego, że brakowało im 500 zł na wychowywanie dziecka, czy dlatego że poczuli się zbyt duszno w kraju, który podcinał skrzydła ich prywatnej inicjatywie? Ten program jest zaledwie małym krokiem naprzód i niecierpliwie czekam na następne, choć trzeba podkreślić, że gdyby przyjęto niektóre poprawki proponowane przez opozycję, to byłby to krok jeszcze mniejszy.