Dziś sprawa, o której w roku 2011 donosił portal dziennik.pl. Chodzi o zakupowy szał, w który wpadli pracownicy Ministerstwa Finansów. Oficjalnie, wydatki miały być podyktowane polską prezydencją w UE a to „wymaga odpowiedniej oprawy” twierdzili urzędnicy.

No i w ramach tej oprawy na koszt państwa w roku 2011 zakupiono przenośne DVD, telewizory, aparaty fotograficzne oraz jedwabne krawaty. Krawaty według informacji portalu miały trafić do uczestników seminariów a DVD, TV i aparaty miały się przydać podczas prezydencji. Do czego ?  Rzeczniczka Ministerstwa uzasadniła to tak: „Podczas prezydencji ważne jest komunikowanie podjętych ustaleń oraz reagowanie na bieżące wydarzenia. Zadania te wymagają m.in. bieżącego dostępu do niezawodnego sprzętu audiowizualnego”.

Może nie jestem na czasie, ale ktoś wytłuamczy mi może jak można „komunikować podjęte ustalenia za pomocą aparatów fotogrficznych albo telewizorów ?

W dalszej części artykułu, sprawa się wyjaśnia. Ministerstwo miało zamiar nabyć dziesięć telefonów, po 2 tysiące złotych sztuka (!!!) oraz skórzany neseser. Łolaboga, dwa tysiące za telefon ? To chyba musi być jakiś super gadżet a la James Bond. Co one miały ? Wbudowaną wiertarkę ? Wysuwaną zapalniczkę ? A może przenośną toaletę ? Tyle teraz tych promocji, telefony za złotówkę a Ci wynaleźli za dwa tysiące… To już prościej i taniej byłoby kupić dziesięć głoębi pocztowych. Albo wynająć dziesięciu gońców konnych…

Przetarg na te ostatnie zakupy miał być dopiero ogłoszony. Jak to się skończyło, portal nie podaje. W każdym razie, co kupili to ich. Delegacja pojechała a aparaty i telewizory pewnie pod osłoną nocy trafiły do mieszkań urzędników i ich znajomych. Wiem, wiem pewnie już mieli telewizory.  Czy dziś współczesny człowiek może obejść się bez telewizora ? Ale jak to mówią od przybytku głowa nie boli. Jak nie będzie miejsca to zawsze można wstawić do kibelka. Grunt to fantazja. No i żeby się broń Boże nie zmarnowały.