11 kwietnia 2008 roku, na portalu dziennik.pl pojawiła się informacja o nowym pomyśle na „rewolucję” edukacyjną. Jak się okazało MEN postanowiło promować czytelniczy minimalizm, częśćlektur obowiązkowych usuwając z programu a część ograniczając jedynie do fragmentów.

Z listy lektur obowiązkowych miały zniknąć m.in „Kubuś Puchatek”, „Romeo i Julia” ale również „Quo Vadis” czy „Potop”. To nie wszystko wiele innych lektur zostanie „pociachanych” tak, by na lekcjach przerabiać jedynie ich fragmenty.

„Proponujemy, aby na lekcjach polskiego uczniowie pracowali na fragmentach powieści. W tej chwili wielu uczniów udaje, że czyta, a wielu nauczycieli akceptuje ten stan. Widoczna jest gołym okiem hipokryzja. Wolimy, by uczeń przeczytał fragmenty, niż utrzymywać fikcję dydaktyczną” tłumaczył prof. Sławomir Jacek Żurek, który opracowywał nową listę lektur.

Pomysł co zrozumiałe wywołał liczne protesty zarówno ekspertów, polonistów jak i polityków. Mnie jako humaniście również ciężko zrozumieć taski pomysł. Faktem jest, że lista lektur była skonstruowana źle, część pozycji była tam niepotrzebna, co zniechęcało do czytania ale MEN zamiast zrobić coś by doprowadzić do poprawy nauczania języka polskiego, do uatrakcyjnienia i promocji czytelnictwa wśród najmłodszych w istocie promuje analfabetyzm. Dodatkowo wyrzuca z programu tak ważne dzieło dla nas Polaków jak choćby „Potop”.

Absolutną durnotą jest również „praca na fragmentach”. Czy ktoś w tej instytucji odpowiedzialnej z definicji jedynie za edukację myśli i ma jakiekolwiek kompetencje ? Czy tak ciężko dojść do tego, że czytanie fragmentów to tak jakby jechać samochodem bez uruchomionego silnika ? Niby jesteś w samochodzie, siedzisz, możesz nawet pokręcić kierownicą ale co z tego wynika ? Podobnie z fragmentami lektur. Niby coś przeczytasz ale co z tego wyniknie, czego się dowiesz, co zrozumiesz nie mając spojrzenia na całość ?

Durnota i jeszcze raz durnota. Kolejny etap wychowywania pustego, pozbawionego ambicji społeczeństwa minimalistycznego. Przeczytać fragment, zdać, zapomnieć. Żadnego pomysłu na to, by pewne książki pozostawiły w młodym człowieku ślad i rzutowały na jego dalsze wybory.  Ale co się dziwić, skoro cała polityka tego (nie)rządu opiera się na zasadzie „tu i teraz”. Zero refleksji i pomysłu na przyszłość. A później „Zostanie po nas złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń” jak pisał Borowski.