foto: pixabay.com
foto: pixabay.com

Bulwersujące słowa szefa FBI Jamesa Comeya dotyczące współudziału Polaków w mordowaniu Żydów podczas II wojny światowej, to niestety kolejny już przykład fałszowania historii przez Amerykanów. Liczne przykłady użycia nieszczęsnego sformułowania: „polskie obozy koncentracyjne”, którym pomimo wielu sprostowań permanentnie posługują się zagraniczne gazety, w tym najczęściej amerykańskie, świadczą o specyfice tego narodu.

Czy nasi sojusznicy zza oceanu specjalnie ważą się na przekłamania prawd historycznych? Celowo grają nam na nosie dla nieznanych bliżej celów? A może po prostu są opornymi na wiedzę zwykłymi ignorantami lub skończonymi idiotami bez elementarnej edukacji? Prawda leży pewnie gdzieś pośrodku.

Ale przecież tym razem mamy do czynienia z wysoko postawionym amerykańskim urzędnikiem państwowym. Od takiego człowieka należałoby wymagać znacznie więcej niż od przeciętnego nastolatka, który być może nie wskaże Polski na mapie. Co przyświecało Comeyowi?

„Palnięcie głupoty” to jedno. Nie jest nowością, że obywatele USA są (celowo posługuję się pewnymi stereotypami) raczej odporni na wiedzę historyczną, której geneza wykracza poza granice ich kraju. Ale inną sprawą jest przyznanie się do błędu. Jak się okazuje, szef FBI nie kwapi się z przeprosinami, mimo oficjalnych zażaleń ze strony Polski. W dodatku perfidnie „odwraca kota ogonem”. Według słów rzeczniczki Departamentu Stanu Marie Harf: „Dyrektor Comey nie miał zamiaru sugerować, że Polska jest w jakikolwiek sposób odpowiedzialna za holocaust”. W takim razie ciekawe co miał na myśli mówiąc, że… Polska jest współodpowiedzialna za holocaust? (!)

„W swoim mniemaniu mordercy oraz ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i bardzo wielu innych miejsc nie dopuszczali się niczego złego. Przekonali siebie, że robią rzecz właściwą, rzecz niezbędną. Tak właśnie czynią ludzie i to powinno naprawdę nas przerażać” – powiedział Comey. Jeżeli nie jest to ukazanie Polaków w roli morderców Żydów, to jak traktować owe słowa? Panie Dyrektorze, odrobinę powagi i odpowiedzialności.

Inną kwestią jest sposób w jaki my sami patrzymy na swoją historię. Jest on zgoła odmienny od sposobu amerykańskiego. Polacy we własnych oczach, a ściślej – w oczach reprezentujących nas twórców, są narodem winnym, wiecznie się uniżającym, przegranym. Zupełnie nie potrafimy „sprzedać” swojej historii, ukazać jej w pozytywnym świetle, opowiadać o ważnych wydarzeniach w poczuciu dumy narodowej. Co innego ma miejsce w USA. Tam każdy film historyczny jest laurką sławiącą waleczny naród amerykański, zbawiający cały świat. Wszystko to ma wpływ na odbiór i interpretację minionych dziejów przez inne narody. Dopóki sami nie nauczymy się patriotycznej chluby, nie możemy liczyć w świecie na szacunek.

Cała sprawa jasno pokazuje jakim krajem stała się Polska pod rządami Platformy Obywatelskiej. Nikt się nas nie boi, nikt z nami nie liczy. Każdy może splunąć nam w twarz, nawet rzekomy sojusznik. A zwykłe „przepraszam”? Wobec kogo? Polaków? Śmieszne. Gdzie czasy, w których nasi włodarze bez cienia strachu potrafili upomnieć się o dobre imię swojego kraju? Dziś wśród „elit” panuje bojaźń i serwilizm – Bartłomiej Sienkiewicz pytany w tej sprawie o potrzebę włączenia się w nią prezydenta: „…nie przesadzajmy z reakcjami. Znaczy głowa państwa, która tutaj wyraża swoje stanowisko to moim zdaniem to jest troszeczkę nawet za dużo. W tej sprawie został wykonany podstawowy, elementarny i na właściwym szczeblu gest, czyli to jest typowe zajęcie dla ministra spraw zagranicznych. […] Nie sądzę żeby tu należało podnosić jeszcze temperaturę tego”. Oczywiście, że nie należy „podnosić temperatury”, przecież to mogłoby rozwścieczyć wielką Amerykę. Przecież każda „przesadzona reakcja” może sprowadzić na nas gniew Obamy. I co wtedy? Lepiej siedźmy cicho, bo jeszcze ktoś przypomni sobie o naszym istnieniu i zechce na nas napaść.

Tego typu myślenie to dyskwalifikacja obecnej władzy na arenie życia publicznego. Paniczny lęk przed prowadzeniem samodzielnej, wolnej od brukselskich decyzji polityki, jest wstydem i kompromitacją. Stanowcza reakcja na obelgę Amerykanów powinna być bezdyskusyjna, niezależnie czy mamy do czynienia z ignorantami, czy idiotami.