Konwencja jest pod każdym względem zła. Primo, sugeruje, iż prawo międzynarodowe jest bliższe prawa naturalnego niż prawo narodowe. Tymczasem prawo naturalne zakorzenione jest w naturze rzeczy i w tym przypadku niedoskonałe prawo krajowe jest bliższe jego nakazom niż ów dokument międzynarodowy.

Secundo, konwencja oddala nas dramatycznie od klasycznego prawa rzymskiego oraz nabudowanego na nim systemu prawa cywilnego i karnego. Jest pisana w mętnym języku ideologicznym, stąd rację ma Episkopat, zarzucając jej „neomarksistowski”charakter, przez co konwencja miast wprowadzać sprawiedliwość próbuje zmieniać naturę ludzką .

Tertio, w tym przypadku nowym marksizmem staje się genderyzm próbujący przebrać się w szaty naukowości. Ta prymitywna ideologia prowadząca do „iście diabelskiej sztuczki zamiany pojęć” (mówiąc za św. Bazylim) chce z mężczyzny i kobiety stworzyć sztuczne i wymienne konstrukty społeczne. Dla tych wszystkich powodów uchwalona konwencja jest próbą przewrotu antycywilizacyjnego, który wprowadzany jest rękoma sejmowych półgłówków na czele z tępą babą z Szydłowca, która jest tępa nie dlatego, że jest babą, ale dlatego, iż nie rozumie podstawowych kanonów kultury europejskiej.

Pora umierać – powiedzielibyśmy, gdybyśmy nie wierzyli w odrodzenie narodowe… Ale wierzymy, naród odbudujemy, a bandę półgłówków pogonimy!