Z politykiem PiS-u Bartoszem Kownackim rozmawiał Michał Górski.

Jaki jest obecny stan służb specjalnych? Czy po odejściu Bronisława Komorowskiego można mówić o zmianach na lepsze, czy wciąż jest na to za wcześnie?

Trudno dzisiaj tak naprawdę dostać informacje na temat tego, co się tam obecnie dzieje. Po pierwsze jest za wcześnie, a po drugie to jest zawsze kwestia informacji przekazanych. Dopóki się tych służb zatem nie obejrzy od środka, to trudno zdiagnozować ich rzeczywisty stan. Jednak z takich informacji, które ma każdy, kto tym tematem się kiedyś zajmował, wynika, że jest bardzo źle i nawet osoby związane w części z Platformą Obywatelską nie godzą się na pewne rzeczy. Nawet oni widzą, że służby nie działają w tych obszarach, w których powinny – m.in. są wykorzystywane do gry politycznej lub niewykorzystywane ze względu na to, że mogłyby komuś zaszkodzić.

Praktycznie nie słyszy się o tym, by polskie służby demaskowały agentów obcych służb. Można zapytać żartem, czy wynika to z tego, że polskie służby działają tak skutecznie i cicho, czy też może Polska nie jest atrakcyjna dla obcych służb?

Polskie służby ani nie działają sprawnie, ani Polska nie jest obszarem bezpiecznym od infiltracji. Po prostu polskie służby nie funkcjonują. Przykładem tego były WSI, które przez kilkanaście lat żadnego rosyjskiego agenta nie złapały, a trudno przypuszczać, żeby Rosjanie się naszym krajem nie interesowali. Mówienie, że dopiero „odwrócenie” agenta jest sukcesem można włożyć między bajki. Polskie służby po prostu nie zajmują się tym, czym powinny. Zajmują się albo sobą, albo grą polityczną.

Zwłaszcza przy okazji kryzysu imigracyjnego polskie służby powinny działać skutecznie. Czy możemy wierzyć władzy, która zapewnia nas, iż dokona selekcji uchodźców od potencjalnych terrorystów?

Po wystąpieniach polityków Platformy, polityków rządzących, widać, że oni chyba nie mają bladego pojęcia i zorientowania w sprawie. Przerażające jest to, że ktoś w ogóle może tego rodzaju oceny formułować. I nie chodzi tu o straszenie kogokolwiek, bo nie taki jest cel, tylko o rzeczową ocenę sytuacji. Ocenę, czy państwo polskie jako instytucja jest przygotowane, żeby zapewnić bezpieczeństwo obywatelom w momencie tak dużego napływu osób, które chociażby władają zupełnie innym językiem, mają inne zwyczaje aniżeli Polacy.

Trzeba uświadomić sobie, że inne zadanie – dużo trudniejsze – mają służby polskie ze względu na swoją genezę, ale taką kulturową. Genezę jednolitą w odróżnieniu na przykład od służb francuskich czy brytyjskich. W służbach brytyjskich czy nawet niemieckich ilość osób chociażby operujących językiem arabskim jest „set” razy większa, aniżeli w służbach polskich. Nie wiem ilu pracowników służb specjalnych w Polsce zna chociaż język arabski. A mówimy o fachowcach, o osobach które przenikają do takich środowisk, które muszą inwigilować, kontrolować… Ale nawet prosty wywiad przeprowadzić. Kto ma to zrobić?

Zorganizowanie takiego aparatu jest konieczne bez względu na ilość przyjmowanych uchodźców. Moim zdaniem nie jesteśmy na to przygotowani. I trudno żebyśmy byli. Ta sytuacja nas zaskoczyła, polskie służby specjalne nie musiały na tym odcinku działać poza operacjami zagranicznymi, ale trzeba to uczciwie obywatelom powiedzieć, a nie udawać, że wszystko jest w porządku. Bo albo jest to kłamstwo, albo niekompetencja polityków, którzy nie mają bladego pojęcia o tym, o czym mówią.

Przy okazji imigrantów, mówi się o tzw. „solidarność europejskiej”. Tymczasem w sprawie chociażby Nord Stream 2 już takiej „solidarności” próżno szukać. Czy w ogóle jest szansa na to, by Bruksela zablokowała ten niekorzystny projekt?

Tak naprawdę nigdy nie było żadnej solidarności europejskiej, co wcześniej pokazały Niemcy. Nie było tej solidarności w przypadku bezpieczeństwa energetycznego czy w przypadku Ukrainy, uchodźców i dramatu, który tam się dział. Europa mówiła kilkoma językami w tej sprawie. Teraz najsilniejsze państwa UE: Niemcy, Francja czy te kraje południowe mają problem i mówi się o solidarności. To też pokazuje, jaka jest pozycja Polski w Europie. W chwili, kiedy jakaś sprawa dotyka nas, naszego bezpieczeństwa, to nikt się tym nie zajmie.

Czy Pana zdaniem groźby ze strony chociażby Martina Schulza pod adresem Polski są realne, czy to bardziej machanie szabelką?

To ciągle jest realne, bo Niemcy mają takie możliwości nacisku i to nie budzi wątpliwości – chociażby nacisku ekonomicznego na Polskę. Człowiek, który to powiedział, a który jest Niemcem, którego naród ma na rękach krew milionów Polaków i obywateli Europy jest ostatnią osobą, która powinna to powiedzieć. A jeżeli już powiedziała, to powinny być to ostatnie słowa tego polityka z mównicy PE. Powinien tę funkcję natychmiast stracić. Gdyby to powiedział Polak w analogicznej sytuacji, to mielibyśmy wielką burzę. Ale ponieważ powiedział to Niemiec, to można przejść nad tym do porządku dziennego, chociaż raz jeszcze powtarzam: powinien zostać odsunięty od swojej funkcji.