Ewa Kopacz gościła w Radiu Zet i jak zwykle przy tego typu okazjach powiedziała trochę za dużo i trochę zbyt głupio – słowem zanotowała kolejną kompromitację. Bo jak inaczej nazwać nawoływanie do bojkotu antysystemowych partii, którego dopuszcza się walczący o przedłużenie władzy premier, w kraju przynajmniej oficjalnie demokratycznym?

„Oddanie głosu na partie, które oscylują na progu wyborczym, to mimo wszystko strata głosu” – powiedziała, a właściwie palnęła Kopacz. Trudno jednoznacznie zinterpretować to stwierdzenie. Bezmyślność czy może tylko oślepiająca buta połączona z szaleńczym pędem za utrzymaniem stołka? Rozważmy. Dlaczego bezmyślność? Jak w cywilizowanym państwie prawa urzędujący premier może wygłosić podobną tezę? Przecież jest przedstawicielem demokratycznej władzy, a opowiada się przeciwko demokracji, łamie konstytucję. Nawet jeżeli wielu ludzi tak właśnie myśli, to wypowiedzenie podobnego stwierdzenia przez szefa rządu jest co najmniej nietaktem. Ale co Kopacz może o tym wiedzieć? A może jednak wie? Jeśli tak, to mamy do czynienia z drugim wariantem – premier w zaślepieniu za wszelką cenę próbuje ratować wynik wyborczy PO. Na szczęście dla Polski ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego.

W każdym razie to niewiarygodne. Założę się, że sprawa przejdzie bez większego echa, choć prorządówki zaplułyby się w analogicznej sytuacji, gdyby na miejscu łamiącej wszelkie standardy kultury Kopacz znalazł się przedstawiciel antysystemu. Żałosna Kopacz. Nie głosujcie na nich – głosujcie na mnie i moich PO-wskich kolegów. Gdyby wszyscy myśleli tak jak Pani Premier, to naszym krajem zawsze rządziliby platformerscy nieudacznicy. Jak miałyby być wprowadzane zmiany na lepsze, jak miałaby funkcjonować demokracja (jakkolwiek nie byłaby obrzydliwa), gdyby lekceważyć wszystkie partie polityczne z wyjątkiem jednej – właściwej? No może dwóch, bo przecież konflikt z PiS-em jest Platformie na rękę, stąd zresztą telewizyjne szopki pt. Kopacz kontra Szydło, które odbywają się pomimo żałosnych zarzutów PO nt. Jarosława Kaczyńskiego przedstawianego w roli „lalkarza”. Tak na marginesie: po co Wam w takim razie rozmowy z Szydło? Spokojnie, nie oczekuję odpowiedzi.

„Kto będzie rządził w Polsce to jest sprawa najważniejsza, dzisiaj stoimy przed wyborem: będzie rządzić partia, która nas prowadzi do średniowiecza, partia, która nie zauważyła, że jesteśmy w XXI wieku, partia, która nie chce Europy, partia ksenofobiczna i partia, która nie szanuje kobiet” – palnęła (bo przecież nie powiedziała) Kopacz. Ciekawa litania. Ze zdrowiem Ewy Kopacz, o które martwiłem się w jednym z ostatnich felietonów, jest chyba coraz gorzej. Wszystko to o PiS-ie już słyszałem, jest stare, niemodne i trochę nudne, ale ostatni tekst: „partia, która nie szanuje kobiet”, to zupełnie nowa narracja. Brawo! Nie wiem jak te słowa mają się do rzeczywistości (a właściwie wiem – nijak), ale przynajmniej jest wesoło, choć śmianie się z cudzego nieszczęścia (a dolegliwości Pani Premier wyglądają na poważne) nie jest z pewnością najwłaściwsze.

Patrząc na Ewę Kopacz i słuchając jej publicznych wypowiedzi nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to Bronisław Komorowski w spódnicy. Jest zagubiona, niezdarna, niepasująca do świata, w którym przyszło jej funkcjonować. Obserwując ją widać, że jest rozdarta pomiędzy chęcią utrzymania się u władzy a pragnieniem bycia „eks” – zrzuceniem z siebie jarzma odpowiedzialności, zaznaniem spokoju i odcinaniem kuponów. To wszystko już wkrótce przed Panią, Pani Premier. Nie wierzy Pani? Proszę zapytać „Bronka”. On wie.