Wyobraźmy sobie sytuację: mamy Pana X mieszkającego od 30 lat w jednym bloku z sąsiadami A,B,C i D. Z mieszkańcami A, C i D miał on liczne zatargi, przepychanki, konflikty itp. Z sąsiadem B nie miał żadnych poważnych spięć. Jednak mimo upływu czasu nadal nie próbuje nawiązać bliższych relacji z sąsiadem B tylko dalej nieskutecznie użera się i próbuje dogadać z A, C i D. Głupia sytuacja, prawda?

Zamiast próbować nawiązać kontakt z osobą, której praktycznie nie zna, nie doznał żadnych większych negatywnych doświadczeń i nawet ma szanse na znalezienie wspólnego języka, to nadal idzie tam, gdzie nie raz dostał po łapach. Więc dokładnie tak można opisać relacje pomiędzy Polską a Białorusią. Konsekwentne pomijanie tego kraju, a nawet zapominanie, że w ogóle istnieje. W sprawie Ukrainy polska dyplomacja od lat popełnia wyłącznie błędy, tak w kontaktach z Białorusią mamy do czynienia z brakiem konkretnych działań. Nadzieję cichą miałem na zmianę tego statusu w momencie, gdy na Białoruś wybrał się minister Morawiecki. Niestety nie wynikło z tego nic nadzwyczajnego. Ciężko nawet wskazać przyczyny braku budowania zdrowych relacji z państwem białoruskim. Mogę jedynie stawiać hipotezy i jako główną postrzegam oczywiście stałą nieumiejętność zrozumienia przez naszych rządzących polskich interesów. Nasz kraj nie tyle co może, ale wręcz powinien odegrać kluczową rolę w stosunkach Białoruś-Europa.

Polski łącznik- kraj tranzytowy

Możemy biadolić do woli nad naszym położeniem geopolitycznym i narzekać, jakich to mamy sąsiadów. Fakt jest taki, że nic tego nie zmieni i należy się z tym pogodzić. Trzeba dostosować się do obowiązujących warunków i próbować egzystować w nich jak najlepiej. Otóż leżymy w środku Europy i jesteśmy głównym łącznikiem między Zachodem i Wschodem naszego kontynentu. Niemcy, czyli główny kierownik Unii Europejskiej, wiedzą to, dlatego trzymają nas pod butem (jak i resztę krajów należących do UE znajdujących się w Europie Środkowo-Wschodniej). Bycie krajem tranzytowym oznacza ogromne znaczenie w polityce zagranicznej i korzyści dla gospodarki. Jesteśmy wejściem do Europy dla Białorusi, Ukrainy, no i Rosji. Czas zrobić z tego użytek wbrew innym.

Brak wyraźnych animozji historycznych

Z Rosją odmienność opinii w kwestii historii pozostaje ogromna. Ona będzie zawsze przedmiotem sporu i niestety narzędziem wykorzystywanym w polityce. Nie inaczej jest na Ukrainie, gdzie rozkwita kult OUN-UPA, a negowanie ludobójstwa Polaków na Wołyniu i Galicji Wschodniej stoi na porządku dziennym. Natomiast z Białorusią nie mamy takich problemów. Oni jako państwo postsowieckie nadal oddają cześć Armii Czerwonej i świętują 9 maja. Może to nas wyraźnie dzielić. No ale przemawia za tym historia. W trakcie wojny w sowieckiej armii służyło około pół miliona Białorusinów i ponieśli oni ogromne straty w porównaniu do innych republik czerwonego imperium – zginęło prawie 30% Białorusinów (wliczając w to cywilów zamordowanych przez Niemców) i ponieśli spore straty materialne. My też ucierpieliśmy w tym konflikcie, więc pojawia się chyba wspólny temat do rozmowy?

Alaksandr Łukaszenka- faktyczny przywódca i gwarant niepodległości Białorusi

Piastujący urząd prezydenta od 1994 roku Alaksandr Łukaszenka trzyma kraj twardą ręką i nie ulega to wątpliwości. Jednakże odrzucając na bok te wszystkie oskarżenia Europy Zachodniej o łamanie praw człowieka itp. Trzeba uczciwie przyznać, że dzięki tej de facto dyktatorskiej władzy Białoruś istnieje jako suwerenne państwo, a główne rosyjskie siły nie graniczą bezpośrednio z Polską i zarazem wschodnią flanką NATO. Utrzymanie swojego stołka i miana władcy gwarantuje, iż Łukaszenko nie pozwoli, aby krajowi stała się krzywda. Obecnie znajduje się on jednak w potrzasku, ponieważ z jednej strony Zachód jest gotów mu zaoferować „wprowadzenie demokracji”, a z drugiej wisi realna groźba przywędrowania zielonych ludzików z Rosji, które bardzo chętnie zaprowadzą porządek.

Wszelakie próby demokratyzowania Białorusi powinny być przez Polskę torpedowane natychmiastowo. Przykład Ukrainy jest koronnym dowodem na to, czym skończyć się mogą przewroty. „Tym mocniej kocham Rosję, im dalej jest od Polski”. Te słowa wielokrotnie wypowiadał europarlamentarzysta Janusz Korwin-Mikke. Sądzę, że każdy bez względu na to, co o nim sądzi, zgadza się z tym stwierdzeniem w całej rozciągłości. Białoruś stanowi naturalną barierę oddzielającą nas od Rosji „głównej”. Żeby jednak ta bariera była mocna, to musi istnieć stabilne państwo. Nie możemy pozwolić, by w Mińsku zrobiono drugi Majdan. Obecnie mamy już jeden wielki problem, jakim jest pogrążająca się w zapaści Ukraina. Jak poradzimy sobie z kolejną ewentualną falą imigrantów i utrzymaniem porządku na wschodniej granicy?

Co będzie dalej?

Patrząc na to, co robi rząd Prawa i Sprawiedliwości w polityce zagranicznej, nie zanosi się na jakiś radykalny zwrot w relacjach z Białorusią. Szczególnie póki funkcję szefa MSZ piastuje Witold „San Escobar” Waszczykowski. Co więcej obecna klasa polityczna nadal nie potrafi albo nie chce postawić polskiej racji stanu na pierwszym miejscu Pozostaje mieć jedynie nadzieję, że żadnej próby wprowadzenia demokracji u naszego wschodniego sąsiada nie będzie.