„Ludność jest tu niewiarygodnie głupia. Bardzo dużo Żydów i mieszańców. To lud, który czuje się dobrze tylko pod batem. Tysiące jeńców przysporzy się dobrze naszemu rolnictwu” – to tylko fragment listu Clausa von Steuffenberga napisanego do żony z terenów okupowanej Polski. Jako dodatek, autor wysłał swoje zdjęcie… na tle płonącego domu.
To właśnie tego „bohatera” pojechał wychwalać w Niemczech Bronisław Komorowski. Porównując go do Powstańców Warszawskich (!) dał on wyraz swej niekompetencji, pokazał, że tytuł magistra historii to o wiele za dużo. Prawdopodobnie gdyby obecny układ studiów (3 lata licencjatu + 2 magistra) obowiązywał w młodzieńczych latach Pana Prezydenta, zakończył by on swą edukację już na tym pierwszym etapie…
Wróćmy do głównego „bohatera” niniejszego tekstu. Steuffenberg wywodził się ze starej, szlacheckiej rodziny. Wierzył, tak jak większość Niemców, we wszystkie puste frazesy jakimi poiła go narodowo-socjalistyczna doktryna nazistów. Poniosło go na tyle, że już w 1933 roku, mimo zakazu manifestowania poglądów politycznych, wziął udział w marszu zwolenników NSDAP.
Wierząc w „germańską wyższość” Steuffenberg walczył na wielu frontach – okupował czeskie Sudety, podbijał Polskę i Francję, a w 1943 roku został przeniesiony do sztaby 10. Dywizji Pancernej walczącej w Afryce Północnej.
Co ciekawe, bardzo rozbieżne są opinie na temat rzekomej niechęci „bohatera” do ideologii nazistowskiej. Jedni uważają, że już w połowie lat trzydziestych zaczął się odsuwać od Hitlera, natomiast inni są zdania, że Steuffenberg niemal do końca pozostał wierny – świadczy o tym choćby fakt, że dopiero w 1944 roku włączył się aktywnie w konspirację, a jeszcze w 1939 roku na wiadomość o antyhitlerowskiej opozycji w Niemczech zareagował zerwaniem dawnych znajomości i określeniem „zdrada”.
Claus von Steuffenberg to postać kontrowersyjna. To co zrobił Bronisław Komorowski to najzwyklejsza potwarz i hańba. Porównywanie człowieka, który uważał, że Polacy najlepiej czują się „pod butem” z Powstańcami Warszawskimi jest kpiną ze wszystkich tych, którzy oddali swe życie w Warszawie. Na miejscu weteranów Armii Krajowej nie wahałbym się, pozew byłby długi i mam nadzieję, że bardzo bolesny dla Prezydenta, bo właśnie takie musi być jego odejście z polityki jak i życia publicznego.
W następnej części cyklu – Stephan Bandera