Miriam Shaded to prezes Fundacji Estera, która okryła się złą sławą sprowadzając do Polski ponad stu pięćdziesięciu syryjskich uchodźców. Od niedawna jest jednak pozytywną bohaterką, która ku rozpaczy mainstreamu stanęła po stronie prawicy i wystartuje w najbliższych wyborach parlamentarnych z list KORWiN-a.

Pochodząca z polsko-syryjskiej rodziny Shaded znalazła się na trzecim miejscu wśród kandydatów do Sejmu z warszawskiej listy partii Janusza Korwin-Mikkego. „Zaprosiliśmy panią Miriam Shaded na listę wyborczą partii KORWiN i jesteśmy bardzo szczęśliwi, że przyjęła to zaproszenie” – podczas zwołanej z tej okazji konferencji prasowej nie krył swojej radości Przemysław Wipler.

Najlepsze jest jednak to, że z postanowieniem Miriam Shaded zupełnie nie mogą poradzić sobie funkcjonariusze rządowi zwani także dziennikarzami. Za nic nie potrafią wyjaśnić swoim odbiorcom tej zaskakującej decyzji i wymyślają przy tym najróżniejsze metody skompromitowania dotychczasowej ulubienicy, jak zwykle wychodząc na idiotów. Shaded była przecież idolką mainstreamu po tym, jak jej fundacja sprowadziła do naszego kraju kilkadziesiąt syryjskich rodzin. Była – choć udowadniała już wcześniej, że w tej roli nie czuje się dobrze. W programie Polsatu News „Tak czy nie” z 3 września br. zaproszona została jako antagonistka Roberta Winnickiego. Osoba, która zestawiła tę parę spodziewała się zapewne ostrego sporu, w którym Winnicki miał odpierać ataki Shaded i prowadzącego (znana formuła „dwóch na jednego”) – jak zwykle w tego typu programach głos rozsądku miał zostać zakrzyczany. Tymczasem goście byli wyjątkowo zgodni, a prowadzący zupełnie nie potrafił odnaleźć się w zastanej rzeczywistości, w której nie miał w studiu sojusznika.

Niedawno „Parezja” informowała o wywiadzie Shaded, w którym sprzeciwiła się ona masowemu przyjmowaniu imigrantów i zachęcała do wnikliwszej ich weryfikacji. O takiej potrzebie przekonała się na własnej skórze, gdyż część z Syryjczyków, którym pomogła, nie doceniło tej pomocy i uciekło do Niemiec w celach zarobkowych. Choć nadal jej poglądy na kwestię imigrantów są zbyt mało powściągliwe, pokazała, że w innych sprawach kieruje się zdrowym rozsądkiem.

Podczas wspomnianej konferencji prasowej PO-wskie pachołki z mikrofonami rzuciły się na panią prezes niczym sfora wściekłych psów. Oczywiście przy okazji starano się także szkalować Janusza Korwin-Mikkego. Padło m.in. żałosne i zmanipulowane pytanie, czy Shaded nie przeszkadza to, że JKM opowiada się za odebraniem kobietom praw wyborczych (naprawdę chciałby odebrać takie prawo wszystkim obywatelom rezygnując z demokracji). Z pomocą kandydatce przyszedł Przemysław Wipler, który stwierdził: „Ja jestem z Januszem Korwin-Mikke pomimo jego niektórych wypowiedzi, a nie ze względu na nie, a to, co nas łączy, to wiara w wolność, własność, sprawiedliwość, niskie, proste podatki. I państwo powinni się skupić na tym, że jesteśmy jedyną partią, która w tej chwili kocopołów wam nie opowiada, (…) to są istotne kwestie, a nie publicystyka pana prezesa, która jest, jaka jest i inna nie będzie”. Słowom tym ku zdumieniu watahy propagandzistów przytaknęła Miriam Shaded potwierdzając tym samym, że wbrew życzeniom serwilistycznych mediów można kierować się zdrowym rozsądkiem.

Miriam Shaded zagrała na nosie tym, którzy widzieli w niej pierwszą ambasadorkę bezrefleksyjnego zalewania Polski imigrantami, a tym samym sądzili, że będzie głosiła ich wszystkie inne irracjonalne poglądy i pomysły. Jakże się pomylili. Shaded pokazała, że można przeciwstawić się narzuconym standardom myślenia, mieć własne zdanie oraz rozumować samodzielnie, i za to jej chwała. Brawo!