Od kilkunastu dni, w Brazylii trwają protesty. Na ulice wychodzą tłumy, ścierają się z policją. W czwartek 20 czerwca, według informacji Polskiego Radia, na ulice 80 miast Brazylii wyszło około miliona osób. A to nie koniec. Największą manifestację zapowiedziano na 30 czerwca. Ma ona odbyć się pod słynnym stadionem Maracana.

I pomyśleć, że iskrą zapalną była … podwyżka cen biletów. Wywołało to wściekłość społeczeństwa, które najpierw nieśmiało i lokalnie a później masowo i odważnie wyszło na ulice zamanifestować swoje niezadowolenie. Z czasem pojawiły się kolejne postulaty. Słyszeliśmy m.in, że obywatele Brazylii sprzeciwiają się rozwiniętej na szczytach władzy korupcji, żądają również usprawnienia funkcjonowania państwa. Co ciekawe, Brazylijczycy mają za złe również to że organizacja Mistrzostw Świata w piłce nożnej w 2014 roku oraz Igrzysk Olimpijskich w 2016 roku pochłonie zbyt wielkie środki. Przekaz jest jasny: CHCEMY CHLEBA a nie tylko IGRZYSK. Przykładowo usłyszeć można głosy, że: „Kochamy Neymara, ale przydaliby się też kompetentni nauczyciele”. Janina Petelczyc z Fundacji Terra Brasilis w rozmowie z Polskim Radiem przyczyn takiego stosunku do sportu upatruje w tym, że sport wbrew wcześniejszym zapowiedziom finansowany jest przez podatników.

Prezydent kraju Dilma Rousseff, wystąpiła w telewizyjnym orędziu i zapewniła,że wprowadzony zostanie pakt dla lepszej administracji publicznej a o poprawie działalności urzędników rozmawiać mają wspólnie guberantorzy, burmistrze i szefowie instytucji państwowych.