Stało się. 23 czerwca obywatele Wielkiej Brytanii zdecydują o losach nie tylko swojego kraju ale i całej Unii Europejskiej w referendum na temat tzw. „Brexitu”. Temat bardzo ciekawy, gorący i od dawna zapowiadany bo co tu dużo ukrywać – bez precedensu. Ale po kolei.

Temat potencjalnego referendum odnośnie wyjścia bądź tez pozostania w europejskiej wspólnocie był jednym z ważnych punktów ubiegłorocznej kampanii wyborczej do parlamentu brytyjskiego. Premier David Cameron naciskany był z jednej strony przez eurosceptyczna partie UKIP i jej lidera Nigela Farage’a, który otwarcie głosił koncepcje opuszczenia UE, a z drugiej przez wielu członków Partii Konserwatywnej. Ostatecznie zdecydował się na pójście środkiem. By nie zrazić potencjalnego elektoratu i zapanować nad wielogłosem w partii obrał kurs na negocjacje członkowskie i reformę Unii Europejskiej oraz właśnie referendum. A gdy wygrał wybory i zdobył większość w parlamencie to cóż…słowo się rzekło.

Pierwotnie referendum miało się odbyć w 2017 roku. Cameron jednak świadomy jak długa kampania referendalna może wyniszczyć konserwatystów postanowił przyspieszyć bieg spraw – i tak oto Brytyjczycy wypowiedzą się o swojej przyszłości już w czerwcu.
Kampania się zaczęła, a wielu politologów np. David Lynch z University of Stirling, z którym miałem okazje rozmawiać na ten temat zaznaczył, że w dobie trwającej debaty imigracyjnej w UK całość referendum może w istocie zostać sprowadzona tylko to jednego: Czy jesteś za imigracją czy może przeciwko niej.

Sam gabinet brytyjskiego premiera jest w tej sprawie podzielony. Mimo że większość ministrów zdecydowała się na agitacje na rzecz zostania w Unii Europejskiej, są też i tacy jak Michael Gove czy Boris Johnson – burmistrz Londynu, którzy zdecydowali się zachęcać do opuszczenia europejskiej wspólnoty przez Wielką Brytanię. W tle referendum jak zwykle rozgrywa się również klasyczna walka o władzę i przywództwo. Tajemnicą poliszynela bowiem jest, że wspomniany Boris Johnson ma ambicje dużo większe, niż tylko zarządzanie Londynem i chętnie widział by się w domu na Downing Street 10, w fotelu premiera.
Dyskusje referendalną w ostatnim czasie zdominowały głównie argumenty gospodarcze. Oczywistym jest że wyjście Londynu z Unii pociągnie za sobą szerokie konsekwencje zwłaszcza, dla Londyńskiego City. Jednak równie ciekawe (a może nawet i bardziej) są potencjalne reperkusje natury politycznej.

Jeśli Brytyjczycy 23 czerwca zagłosują za zostaniem w Unii Europejskiej, do czego gorąco premier Cameron namawia, sytuacja polityczna wewnątrz Wielkiej Brytanii prawdopodobnie bardzo się nie zmieni.

Natomiast, jeśli okaże się że większość opowiedziała się za rozwodem z Brukselą i Berlinem to…należy się spodziewać dymisji całego rządu z Davidem Cameronem na czele oraz rozpisania nowych, przyśpieszonych wyborów do Izby Gmin. Ciężko bowiem oczekiwać, że w takim przypadku przegrany Cameron zachowa możliwość dalszego sprawowania władzy.
Kolejny problem jaki na Zjednoczone Królestwo spadnie to 3 inne kraje tworzące Brytyjską wspólnotę: Irlandia Północna, Walia i oczywiście Szkocja. O ile Irlandczycy i separatyści z Walijskiej partii Plaid Cymru nie są jeszcze bardzo dużym zagrożeniem o tyle Szkocja ze swoimi niepodległościowymi skłonnościami może ponownie zatrząść podstawami całej Wielkiej Brytanii. Nie tak dawno Nicola Sturgeon, First Minister of Scotland (czyli odpowiednik premiera) oraz liderka SNP – Szkockiej Partii Narodowej zapowiedziała, że w przypadku Brexitu Szkocja zdecyduje się na ponowne rozpisanie referendum o niepodległość Szkocji. To ostatnie, które odbyło się 18 września 2014 roku zakończyło się ostatecznie wynikiem 44.7% do 55.3% na rzecz nie opuszczania Zjednoczonego Królestwa. Od tamtego momentu trochę się jednak zmieniło.

Szkocka Partia Narodowa zdecydowanie wygrała ostatnie wybory w Szkocji do parlamentu brytyjskiego zdobywając niemal wszystkie mandaty, jak również jest zdecydowanym faworytem zbliżających się wyborów do szkockiego parlamentu. Wiele wskazuje na to, że od maja w Holyrood znowu zasiądzie narodowa większość. Ponadto, SNP od czasu ostatniego referendum umocniła swoje poparcie i Szkoci będący w totalnej opozycji do Partii Konserwatywnej i samego Londynu kolejnym razem mogą się już nie zawahać. Tak wiec, czerwcowy plebiscyt jest czymś więcej niż tylko glosowaniem za bądź przeciw Unii Europejskiej. To również referendum o przyszłość całej Wielkiej Brytanii.

Potencjalny Brexit może mieć dużo więcej następstw w polityce europejskiej. Premier Czech Bohuslav Sobotka otwarcie przyznał, że w najbliższym czasie i w jego kraju należy spodziewać się podobnej dyskusji o przyszłości Czech w Unii Europejskiej i czymś co media zdążyły już nazwać jako „Czexit”. A w kolejce są przecież następni jak Węgry, Słowacja…

Ewentualny rozpad Zjednoczonego Królestwa i wybicia się Szkocji na niepodległość może poruszyć kolejne spory o autonomię. Od dawna słyszy się że Katalończycy coraz bardziej akcentują swoja chęć odłączenia się od Hiszpanii. A potencjalny sukces Szkotów może ich w tym tylko ośmielić.

Bez wątpienia czerwcowe referendum jest czymś zdecydowanie więcej niż tylko prostym głosowaniem za zostaniem lub tez opuszczeniem Unii Europejskiej. Brytyjczycy będą decydować nie tylko o przyszłości swojego kraju w niej, ale całego Zjednoczonego Królestwa i europejskiej wspólnoty.

Czy odważą się poruszyć pierwszą kostkę domina, która może przemeblować cały porządek europejski oraz jej mapy? Czy na naszych oczach rozgrywa się ostateczna agonia Unii Europejskiej? To zostawiam już Państwu do oceny.