Brunon Kwiecień, doktor chemii oskarżony o przygotowywanie zamachu na Sejm twierdzi, że padł ofiarą spisku Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Prokuratura żąda dla niego 13 lat pozbawienia wolności. Wyrok ma zapaść 21 grudnia.

W swoim godzinnym przemówieniu w sądzie Kwiecień kilka razy podkreślał, że padł ofiarą spisku agentów ABW i gdyby nie te działania, to nie przystąpiłby do planowania zamachu. Powiedział, że do więzienia powinien trafić nie on, ale czterech agentów, którzy dokonali prowokacji.

Dodał, że gdyby prokurator miał więcej poczucia sprawiedliwości, to podzieliłby żądaną karę 13 lat pozbawienia wolności pomiędzy niego i czterech agentów. Oskarżony podkreślał, że prokuratura zażądała dla niego zbyt surowej kary, gdyż zarzuca mu się tylko zamiar zamachu, a nie jego dokonanie.

Prokurator Mariusz Krasoń odpowiedział na zarzuty Kwietnia, że rola agentów ABW sprowadzała się do zabezpieczenia dowodów, natomiast nie było jego zdaniem mowy o prowokacji, namawianiu czy zmuszaniu do czegokolwiek oskarżonego. Prokurator dodał, że Kwiecień już w 2009 roku mówił o swoich planach dotyczących zamachu osobom niezwiązanym z ABW.

Brunon Kwiecień został zatrzymany przez Agencję w listopadzie 2012 roku. Były wykładowca Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie przyznał się do planowania zamachu, ale twierdzi, że inspirowała go do tego osoba współpracująca z ABW.

Mężczyzna usłyszał w sumie dziewięć zarzutów. Oprócz planowania zamachu na Sejm prokuratura zarzuca mu m.in. nielegalne posiadanie materiałów wybuchowych i nakłanianie innych osób do przeprowadzania zamachu. Zdaniem prokuratorów, jego działalność miała charakter terrorystyczny.

 

dziennik.pl./mn