Władysław Bartoszewski to jeden z najbardziej obłudnych i zakłamanych przedstawicieli życia publicznego. Od lat wbrew faktom przedstawia się jako „profesor” i tak tytułują go przedstawiciele salonu. Tak naprawdę, pewne jest tylko to, że Bartoszewski zdał maturę. Dwukrotnie nie kończył studiów. Za drugim razem, pomimo złożenia pracy magisterskiej wykreślono go z listy studentów. W jego biografii nie ma żadnych wzmianek o dalszej edukacji. Mamy za to informację, że w latach 1973–1982 i 1984–1985 prowadził, jako starszy wykładowca, wykłady historii najnowszej. I w tym miejscu, chciałbym się zapytać na jakiej podstawie ? Na jakiej podstawie wykładał na uczelni bez należytych uprawnień ? Jeśli się mylę, to proszę o przedstawienie mi stosownych dokumentów. Ale takich popartych faktami a nie kupionych na bazarach albo przyznanych pospiesznie przez III RP.

I dziś ten wybitny myśliciel, człowiek o aksamitnym, pieszczącym nasze uszy głosie znów przemówił. Było już „bydło”, teraz mamy „motłoch”. Konkretnie, określił tak ludzi, którzy czczą ofiary Powstania Warszawskiego ale jednocześnie nie godzą się na obłudę i hipokryzję. Zresztą oddajmy głos samemu Bartoszewskiemu.

„Wykluczam, żeby wśród buczących był choć jeden uczestnik powstania. (…) Rok temu szliśmy sobie po tym wygwizdaniu pod pomnikiem. Szedł premier Tusk, prezydent Gronkiewicz-Waltz i ja. Premier mówi do mnie: mamy luksusową sytuację. Pan myśli, że buczą na mnie, a ja, że na pana (śmiech)”

„Myślę, że to jest choroba partyjnego widzenia wszystkiego (…). Jak ktoś jest z innej partii, to jest nie przeciwnikiem, ale wrogiem. Wrogami są ludzie, którzy wybierają inaczej, myślą inaczej. Jeżeli są jeszcze posłami czy ministrami – tym gorzej.”

Teraz, zamiast czuć się uprawnionym moralnie współgospodarzem obchodów – nie obiektem czci, ale współgospodarzem – zastanawiam się: czy ja tam jestem na miejscu? Czy to jest miejsce zawłaszczone przez motłoch? Bo tak nazywam tych ludzi.”

Po pierwsze historyczne losy Bartoszewskiego są niejasne. Jego przypadek jest absolutnie niespotykany. Został on zwolniony z Oświęcimia zaledwie po kilku miesiącach. Sam mówi, że stało się to dzięki jego przyjaciołom z Czerwonego Krzyża. Oficjalna wersja, mówi jednak o zwolnieniu ze względu na zły stan zdrowia. Czyż to nie dziwne ? Jakoś nie sam Bartoszewski w Oświęcimiu miał problemy zdrowotne. Fatalne warunki, głód, wyniszczająca praca… To wszystko prowadziło do stanów wręcz agonalnych. I co ? Ano opuszczali oni obóz, ale jak to ujął jeden z internautów, „najczęściej kominem”. Tymczasem wybraniec, Władysław Bartoszewski dostąpił tak wielkiej łaski ? Czym sobie zasłużył. Ano nieoficjalnie mówi się, że zawdzięcza to swojej siostrze, która kolaborowała z Niemcami. Jak podaje portal bibuła.com, według profesor Miry Modelskiej-Creech istnieje również świadek, który przeżył Oświęcim i twierdzi on, że to sam Bartoszewski kolaborował z Niemcami. Czytamy, że Bartoszewski i 14 innych donosiciele miało opuścić obóz pociągiem 1 klasy (cóż za niemiecka hojność) a następnie doprowadzić do zlikwidowania 21 AKowców !!!!

To powinno zmuszać do refleksji zanim zrobi się z niego wielkiego polskiego bohatera. Może się wszak okazać, że to sprzedawczyk, któremu dorobiono „legendę” patrioty. Sam „profesor” ma jednak tak wielkie ego, że nie jest w stanie go poskromić. Ale czy nie dyskwalifikują go również jego własne słowa: „Mieszkałem w domu pełnym inteligencji przy ul. Mickiewicza 37, na II piętrze. Ale jeśli ktoś się bał, to nie Niemców. Jeżeli niemiecki oficer zobaczył mnie na ulicy i nie otrzymał rozkazu aresztowania mnie, nie miałem się czego bać. Ale gdy polski sąsiad, który zauważył, że kupiłem więcej chleba, niż zwykle – musiałem się bać.” Czyli jawne dyskredytowanie polskiego narodu. Pokazywanie, że to Niemcy byli tymi dobrymi a Polacy to mali, zawistni kapusie. I on ma czelność mówić, że „czuje się uprawnionym moralnie współgospodarzem obchodów Powstania Warszawskiego” ?

Równie bulwersujące jest jednak uogólnianie i nazywanie osób zadumanych 1 sierpnia na Powązkach motłochem. Urażeni słowami „intelektualisty” poczuli się m.in członkowie Organizacji Kombatanckich. I bardzo słusznie, zażądali natychmiastowych przeprosin. Wiem o co chodziło Bartoszewskiemu, sam uważam że na Cmentarzu i w miejscach pamięci obowiązuje godne zachowanie, ale niestety rozumiem tych, którzy gwiżdżą lub buczą podczas przemawiania Tuska, Komorowskiego czy Bufetowej. Rozumiem, bo sam dostaję gęsiej skórki widząc tą straszliwą obłudę i zakłamanie. Z jednej strony słyszymy, że „polskość to nienormalność”,widzimy brak reakcji na nazywanie nas „narodem sprawców” produkujących „polskie obozy zagłady”, emitowanie antypolskich filmów szkalujących Armię Krajową a z drugiej widzimy jak władze dla poprawy notowań instrumentalnie traktują polskich bohaterów i ważne dla nas rocznice. Można dostać szału. Tymczasem Bartoszewski, człowiek co do którego jest tak wiele wątpliwości ma czelność obrażać bohaterów i obywateli ich czczących występując w obronie swoich kolesi.