Logo Eurowizji fot. pl.wikipedia.org
Logo Eurowizji
fot. pl.wikipedia.org

No i stało się… Konkurs Eurowizji wygrało indywiduum reprezentujące Austrię, występujące pod pseudonimem artystycznym Conchita Wurst, zdobywając zawrotną liczbę 290 punktów. To oczywiście transwestyta Thomas Neuwirth, występujący jako drag queen. Co ciekawe Neuwirth urodził się w landzie Górna Austria – tym samym, w którym na świat przyszedł … Adolf Hitler.

Austria słynie w całym świecie z tego, że co jakiś czas wydaje wyjątkowo osobliwych ludzi. Najpierw Adolfa Hitlera, potem psychopatycznego pedofila Josefa Fritzla, a teraz Thomasa Neuwirtha … o pardon! Conchitę Wurst oczywiście. Wróćmy jednak do samego konkursu eurowizji. Jak się okazało, w ogóle nie liczy się talent wokalny. Jeśli chcesz wygrać ten konkurs, musisz koniecznie wyróżniać się z tłumu. Kilka lat temu wygrał zespół hard rockowy z Finlandii – Lordi. Nikomu nie przeszkadzała ich kakofonia, liczył się tylko księżycowy image. Podobnie stało się w tym rok. Muszę przy tym zauważyć, że w moim odczuciu tegoroczny konkurs eurowizji był wyjątkowo słaby, żeby nie powiedzieć najsłabszy od wielu lat. Jeszcze kilka lat temu stawka była tak wyrównana, a poziom na tyle wysoki, że człowiek nie potrafił się zdecydować, na kogo zagłosować. W tym roku w całym konkursie zaprezentowano zaledwie jedną ciekawą piosenkę. Według mnie była to piosenka z Niemiec – Elaiza – Is it right. Wszystkie pozostałe były na jedno kopyto i właściwie niewiele się różniły jedna od drugiej. Linia melodyczna prawie wszystkich z nich była słaba i bardzo uboga.

Przy tak słabej stawce do zwycięstwa wystarczyłby nawet tylko trochę ciekawy utwór, nieco bardziej różniący się od pozostałych. Niestety głosujący telewidzowie kierowali się jak zwykle wyglądem wokalistów a nie ich poziomem artystycznym. A na tym tle całkowicie bezkonkurencyjny był mężczyzna rodzaju żeńskiego Conchita Wurst. Jak widać mieszkańcom Europy z powodu ideologii dżender odbiło do tego stopnia, że zagłosują na każde dziwadło, które wpisuje się w kanony tejże ideologii. Może bali się nie zagłosować na Conchitę, bo jeszcze ktoś by ich oskarżył o zaściankowość, kołtuństwo czy coś w tym rodzaju? Przy tym wszystkim jakoś nikomu, chyba tylko poza mną samym, nie przeszkadzał wyjątkowo przeciętny wokal Conchity. Teraz już wiem, dlaczego prawdziwi koneserzy muzyki nie oglądają eurowizji…

To może jak za rok ja wystąpię, tylko że dorobię sobie silikonowy biust w rozmiarze co najmniej DD, to też wygram? Bo niestety to odbywa się na takiej zasadzie, że zawsze druzgocące zwycięstwo odnosi największy dziwak a nie największy talent wokalny. Ludzie, którzy oglądają ten konkurs i popijają przy tym jakieś %, to jak takiego zobaczą, to wskazują na niego i mówią „patrz! widzisz to?” i zawsze dla jaj na niego zagłosują. Niestety do tego właśnie sprowadza się eurowizja, która stała się karykaturą konkursu muzycznego.