Wojciech Cejrowski na swoim facebooku odniósł się do obowiązującego w III RP prawa o zgromadzeniach. Przy tej okazji dostało się m.in. byłemu premierowi Leszkowi Millerowi.
Podróżnik zaczął od zaproszenia na sobotnie spotkanie z Czytelnikami w Łebie.
Łebę wspominam dobrze, bo tam miałem pierwszy mój występ stand up wykonany na terenie Polski. (Wcześniej wygłupiałem się do mikrofonu wyłącznie w USA.) Atmosfera tamtego pierwszego występu była cudownie dzika: mała Biblioteka Publiczna, wszystkie okna pootwierane, ludzie na parapetach, a część za oknami – na ulicy. Tłok, gorące lato, 16 sierpnia 1995.
W kontekście tego spotkania, odniósł się również do obowiązujących dziś przepisów.
Nie było jeszcze wtedy ustawy o zgromadzeniach publicznych, którą przeprowadził kilka lat później komunistyczny aparatczyk Miller, a która powoduje, że spontaniczne imprezy i zgromadzenia stały się nielegalne. Dziś można zostać ukaranym nawet za zorganizowanie turnieju brydżowego na własnych imieninach we własnym ogrodzie. Dzisiaj imprezki trzeba zgłaszać, ubiegać się o zezwolenia, zatrudniać karetki pogotowia, kible i strażaków. Tak wygląda „wolność zgromadzeń”.
Nie będzie więc tym razem w Łebie takiej swobody jak dwadzieścia lat temu – kończy Cejrowski.