CzarneckiPiS od dawna prześciga się z Platformą w umizgach pod adresem Ukraińców. Tym razem popisał się europoseł tej partii – Ryszard Czarnecki, który pojechał bratać się z czcicielami Bandery.

Czarnecki po powrocie z Ukrainy udzielił wywiadu portalowi wpolityce.pl. I gdyby nie podpis, to można by pomyśleć że czytamy wypowiedzi Lecha Wałęsy. Otóż Czarnecki jak chorągiewka – jest „za”, a nawet „przeciw”.

Z jednej strony polityk PiS mówi:

O Wołyniu i ludobójstwie trzeba mówić otwarcie… 

Po chwili dodając:

…nie traktując jednak tej sprawy, jako pretekstu do odwracania się plecami od Kijowa.

Takich przykładów jest więcej.

Nie można tego tematu zamiatać pod dywan, ale należy również brać pod uwagę, że Ukraina jest w stanie faktycznej wojny z Rosją.

Ale nam przecież chodzi o załatwienie sprawy, a nie o to, by głośno o Wołyniu mówić. To jest kwestia zupełnie podstawowa. Sprawa ludobójstwa wołyńskiego to nie temat na ultimatum. Ono jedynie usztywnić może naszych partnerów – dodaje Czarnecki kilka zdań dalej.

„Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”… Tak, ale…

Do tego można sprowadzić wypowiedzi Czarneckiego. Problem w tym, że tu nie ma żadnego „ale”. Albo pamięta się o Wołyniu i stawia tę sprawę twardo, albo jest się zdrajcą i zaprzańcem. Pytanie: w której roli partia PiS i jej liderzy czują się lepiej?