pl.wikipedia.org
pl.wikipedia.org

„Fundusz Mieszkań na Wynajem” to kolejny, po „Mieszkaniu dla Młodych”, rządowy program ożywienia polskiego rynku nieruchomości. Tym razem nie chodzi jednak o ułatwianie młodym z wielkich miast zdobycia kredytu na zakup nowego mieszkania od dewelopera poprzez dopłatę do odsetek. Teraz mamy program, dzięki któremu będziemy mogli w końcu poczuć się „jak u siebie”. Rząd po 7 latach dokonał upragnionej materializacji zapowiadanej inicjatywy w podwójnym zakresie: ożywienia budownictwa i rozwiązania problemu mieszkań dla Polaków. Rozwiązanie takiej wagi problemów nie jest łatwe. Nie muszę też dodawać, że był to czas morderczej pracy rządu, w którym po wypisaniu tysięcy „kilometrówek” na przeróżne sympozja i konferencje tematyczne, na których płomiennym zapowiedziom o konieczności i potrzebie oddawali się przeróżni mężowie stanu ministerstwa infrastruktury, we współpracy z tysiącami pierwszorzędnych ekspertów, po sporządzeniu tysięcy bezcennych opracowań i raportów… Ale do rzeczy.

Po likwidacji Krajowego Funduszu Mieszkaniowego, czyli źródła tanich kredytów dla TBS-ów i Spółdzielni Mieszkaniowych, rząd za pośrednictwem osób najwyższego zaufania postanowił wydać publiczne pieniądze na wykup apartamentowców od zadłużonych deweloperów, których ci nie mogą sprzedać na wolnym rynku. BGK po „bardzo godziwych cenach” odkupuje te mieszkania z docelowym przeznaczeniem ich na wynajem dla obywateli. Miesięczny czynsz w tych mieszkaniach wg oferty BGK wynosić ma około 40 zł za m². Dla porównania przypomnijmy, że likwidując Krajowy Fundusz Mieszkaniowy, koalicji PO-PSL udało się doszczętnie zniszczyć jedyny realny program działający w oparciu o ustawę „o niektórych formach popierania budownictwa mieszkaniowego”, dzięki któremu w ramach TBS-ów i spółdzielni powstało w Polsce kilkadziesiąt tysięcy mieszkań na wynajem o umiarkowanym czynszu. Mieszkania te budowane były po cenie z limitem do wysokości wskaźnika odtworzeniowego, wyliczonego przez wojewodów, a czynsz roczny nie mógł być wyższy od 4% tego wskaźnika. Tym sposobem powstawały nowe mieszkania o czynszu w wysokości od 8 do 18 zł za metr, w zależności od regionu kraju. Budownictwo na zasadzie „non profit”; co to za interes? Teraz na zabawę w inwestora z profitami rząd przeznaczy 5 mld zł publicznych pieniędzy, za które kupował będzie od deweloperów budynki i całe osiedla.

Jak wiadomo w okresie dobrego fartu kredytowego w dużych miastach powstało wiele inwestycji deweloperskich polegających na budowie tak zwanych apartamentowców. Co dziwne, nie wszystkie znalazły nabywców. Szybko okazało się, że szczęśliwych obywateli zielonej wyspy wcale nie jest tak wielu, a ci którzy się do tego zacnego grona zaliczają nie mają żadnych problemów mieszkaniowych. I tu pojawia się inicjatywa opiekuńczego rządu, któremu krzywda odważnych przedsiębiorców i banków udzielających im „tanich” kredytów, również leży na sercu, szczególnie gdy dotyczy podmiotów otwartych na dialog. Takie postępowe inicjatywy jak budownictwo mieszkaniowe należy bowiem wspierać. Oczywiście nie są to rzeczy tanie. Ale czyż na szczęściu obywateli można oszczędzać? Jak wiemy po autostradach, stadionach na euro i innych pendolino, nie można. Czy obywatele chcieli by mieszkać w byle czym i byle gdzie? Na pewno by nie chcieli. Dlatego wychodząc naprzeciw szerokim oczekiwaniom społecznym, „Funduszu mieszkań na wynajem” nie obowiązują żadne krępujące ograniczenia ustawowe, np. co do kosztów budowy i wysokości czynszów. Nie obowiązują ich też zalecenia NIK co do składników czynszu, dzięki czemu pewne jego części można ukryć pod nazwą tzw. dodatkowych opłat eksploatacyjnych.

Jak czytamy na stronie programu, opracowanej w propagandowej, urzędniczej ekstazie: „celem inicjatywy jest polepszenie nastawienia Polaków do wynajmu lokali i zwiększenie mobilności ludzi”. No tak, teraz będą się musieli nastawić na to, aby ruszać się dwa razy szybciej, by zarobić na czynsz i opłaty. Dowiadujemy się też, że „głównym elementem, który ma skłonić do korzystania z Funduszu, jest bowiem wysokość czynszu. Ma być on wyraźnie niższy od aktualnie obowiązujących stawek u prywatnych właścicieli nieruchomości”. Zapomniano doprecyzować, że mówimy tu w szczególności o właścicielach nieruchomości z Monako i Brukseli. Dalej mamy zapewnienie, że dwukrotnie wyższe niż w TBS i SM „ceny najmu oferowane w programie są atrakcyjne w porównaniu do cen rynkowych. Potwierdzają to zarówno analizy przeprowadzone na państwowe zlecenie przez niezależnych zewnętrznych, płatnych ekspertów rynku nieruchomości, jak i potwierdzają własne badania BGK”, w którym płatnych ekspertów, co prawda zależnych, ale też nie brakuje.

O tym, że jest to wyjątkowa okazja utwierdzimy się też podpisując umowę najmu okazjonalnego. Niezbędną częścią umowy najmu okazjonalnego jest wskazanie alternatywnego miejsca zamieszkania, w przypadku rozwiązania umowy lub jej wygaśnięcia. W związku z tym Najemca jest zobowiązany do złożenia oświadczenia w formie aktu notarialnego, w którym poddaje się on dobrowolnej egzekucji i zobowiązuje się do opuszczenia lokalu w przypadku rozwiązania umowy najmu oraz wskazania innego lokalu, w którym będzie mógł zamieszkać w przypadku obowiązku opuszczenia mieszkania. „Teraz najemcy będą mogli spać spokojnie i bez obaw o to, że w każdej chwili może przyjść (w domyśle niedobry prywatny) właściciel lokalu i bez podania przyczyny oznajmić, że wkrótce muszą opuścić mieszkanie. Z programu skorzystać też będą mogły osoby, które nie są w stanie płacić wysokich czynszów właścicielom prywatnym”, ale z pewnością nie mają nic przeciwko płaceniu ich troskliwym, umiłowanym przywódcom. Jedyny warunek konieczny do spełnienia, zdaniem BGK to obowiązek udokumentowania, że najemca będzie w stanie regularnie płacić czynsz w wysokości około 40 zł za m² i opłaty za media, oraz posiadania dodatkowego lokalu, do którego będzie się musiał przenieść, gdy mu się ręka lub noga powinie. Jak dowiadujemy się dalej, „BKG posłużyło się w tym przypadku rozwiązaniem, które funkcjonuje z powodzeniem na zachodzie Europy”. Możemy się tylko domyślać, że chodzi tu o standardy dotyczące wysokość zachodnich zarobków. Tak więc widzimy, że najemcą może zostać prawie każdy obywatel spełniający „minimalne” jak na standardy zachodnio-europejskie kryteria finansowe. Troska o problemy mieszkaniowe obywateli zarabiających miesięczni powyżej 4 tys. zł na rękę to szczególna zasługa rządu. Wiadomo bowiem nie od dziś, że o biednych i pokrzywdzonych, pakowaczy i kasjerki z hipermarketów, oraz ich dzieci i rodziców, troszczy się skutecznie i z powodzeniem Jurek Owsiak. Bogaci i wykształceni z wielkich miast pozostawieni są natomiast sami sobie.

Z przerażeniem czytam obecnie jak wstępne szacunki BGK, z przed niespełna roku, różnią się od rzeczywistej oferty rynkowej funduszu. Pomylili się zaledwie o 100%, zakładając uczciwie, że czynsz w ramach programu będzie wynosił około 4% wartości odtworzeniowej, czyli jakieś 17 zł za m². No cóż, po 5000 zł/m² to sobie może budować rzetelny deweloper. Państwo, w nagrodę, odkupi je od niego za ponad 10000 zł/m². A co !? Zakładając, że się „nadróbkami” podzielą uczciwie po połowie, 2,5 mld zł trafi do prywatnych kieszeni. Kolejny wielki sukces rządu, nawet w sytuacji, w której żadne z powstałych w ten sposób mieszkań nie znajdzie najemcy. Tak więc rząd z ogromnym wigorem, z legislacyjną biegunką typową w takich sytuacjach, stworzył za publiczne pieniądze kolejny program drenażu, który bezczelnie i kłamliwie, przemyca nam pod pozorem troski o bezdomnych obywateli szukających pracy. Za parę lat puste, nie zasiedlone, mieszkania sprzeda się, komu trzeba, za 25% wartości i do funduszu powróci kolejna kasa do utylizacji. Tysiące milionów do przewal… przepraszam zainwestowania, przedwyborczy pijar w GW i TVN o kolejnym wielkim sukcesie, przez cały rok. Czegóż chcieć więcej? Jestem pełen podziwu dla determinacji rządu, dla którego, jak zapowiadał prawdomównie premier Tusk, troska o publiczne środki zawsze będzie najważniejszą z polityk. Zanim, zachwyceni, pobiegniecie Państwo do urn wyborczych, pamiętajcie, że liczba mieszkań jest ograniczona. Nie dajcie się wyprzedzić młodym, tabunami powracającym do kraju z emigracji, którzy właśnie dowiedzieli się po raz kolejny, że dzięki umiłowanym przywódcom, nigdzie nie będzie im tak dobrze „jak u siebie”.

Adam Mandrak – prezes Oddziału Zabrzańskiego UPR