Kilka dni temu rozpoczęła się kampania wyborcza, a wraz z nią tradycyjny festiwal obietnic. Obietnic, które składają nam politycy byle utrzymać się przy korycie. Jesteśmy obecnie w rzadko spotykanej sytuacji, bo odbywają się jednocześnie dwie kampanie. Poza wspomnianą już parlamentarną, także kampania referendalna, którą uważam za hucpę polityczną. Mam nadzieję, że już ostatnią dokonaną przez pana prezydenta Komorowskiego, którego żegnam bez ,,bulu”.
Idąc chronologicznie przedstawię swoją opinię na temat referendum zaplanowanego na 6 września. Zarówno w opinii mojej, jak i wielu Polaków, decyzja o rozpisaniu referendum była podjęta tylko i wyłącznie pod wpływem wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich, która poszła nie po myśli p. prezydenta. Zaproponowano trzy pytania, z których pierwsze (o JOW-y) jest niekonstytucyjne ( art. 96 § 2 Konstytucji RP mówi, że wybory do Sejmu są proporcjonalne, a JOW-y to system większościowy). Drugie pytanie dotyczy ,,zmiany sposobu finansowania partii partii politycznych”, nie wiadomo jednak na jaki sposób – może zwiększenie dwukrotne? A może całkowita likwidacja? Zwolennicy jednej, czy drugiej możliwości muszą odpowiedzieć na tak, w związku z czym pytanie w mojej opinii urąga inteligencji człowieka i nie ma co dalej się nad nim rozwodzić. Trzecie pytanie dotyczy interpretacji zasad prawa podatkowego, które w razie wątpliwości rozwiązywane mają być na korzyść podatnika. Po pierwsze zostało one już przegłosowane przez Sejm kilkanaście dni temu, a po drugie w normalnym państwie prawa takich pytań się nie zadaje, bo wynika to z zasad prawa rzymskiego: In dubio pro reo (w razie wątpliwości na korzyść oskarżonego). Na tym temat referendum zakończę i nie dam się nabrać na hucpę.
Na 25 października rozpisano wybory parlamentarne. Jak co 4 lata spotykamy się z festiwalem wyborczym, szeregiem obietnic, które i tak nie mają szans realizacji oraz wydawaniem miliardów złotych, by kupić sobie głosy wyborców. Pani premier Kopacz wybrała się w podróż po Polsce, oczywiście za pieniądze podatników i straszy pasażerów w pociągach oraz krząta się po polskich miastach, gdzie jest ,,chłodno” witana przez obywateli najjaśniejszej RP. Nie przeszkadza jej to jednak obiecywać wszędzie, gdzie się pojawi złotych gór. To przychylanie nieba wyborcom jest stałym punktem wyborczym populistów, którzy liczą na krótką pamięć i naiwność wyborców, niestety w dużym stopniu mają rację…
Pani Kopaczowej dorównuje w obietnicach, a czasem nawet prześciga ją kandydatka PiS-u na urząd premiera, czyli p. Beata Szydło. Ta pani wie jak rozwiązać problemy frankowiczów, biedę, bezrobocie itp. Szkoda, że nie wie kiedy jej partia sprzedała Polskę do UE (udzieliła niegdyś odpowiedzi, że rok 92-93). Nie ma jednak sensu się zagłębiać w szczegóły, kto jest większym oszustem i manipulatorem, bo to się okaże 25 października przy urnach wyborczych. Podkreślić chcę w tym miejscu jedynie, że każda obietnica składana nam przez populistów zwanych politykami oznacza głębsze sięgnięcie do naszych kieszeni. Już dziś nasza praca jest opodatkowana jak wódka, a co by było gdyby zrealizowali te obietnice? Jak mówiła p. Thatcherowa: ,, Nie ma czegoś takiego jak publiczne pieniądze. Jeśli rząd mówi, że komuś coś da, to znaczy, że zabierze tobie, bo rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy”.
W związku z tym ludziom odpornym na propagandę mediów, populistów i pseudopolityków pozostaje szukanie uczciwej alternatywy, wśród ugrupowań pozaparlamentarnych i nie myślę tu o Nowoczesnej PO. Życzę Państwu dobrej zabawy przy słuchaniu relacji medialnych, podczas których z ust populistów płyną szerokim strumieniem oszustwa wyborcze, których szanse spełnienia są tak samo realne, jak śnieg za naszymi oknami nazajutrz.