Ostatnią debatę pomiędzy Donaldem Trumpem i Hillary Clinton zdecydowałem się obejrzeć dwa razy i również dwa razy nad nią poważnie zastanowić zanim podjąłem się napisania tego krótkiego tekstu i próby podsumowania starcia kandydatów na urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Debata na Uniwersytecie Waszyngtona w St. Louis, Missouri była niezwykle ostra i zacięta. Sam początek, w którym główni bohaterowie nie podali sobie ręki zwiastował, że nikt nie będzie stosował taryfy ulgowej. Nic dziwnego, gdyż stawka jest wysoka, a kampania wkracza w decydującą fazę.

Od samego początku kandydaci wzajemnie oskarżali się o kłamstwa i matactwa oraz podważali wzajemne kompetencje,  co do pełnienia urzędu prezydenckiego. Pomimo ciężkiego początku, w czasie którego Trump musiał się gęsto tłumaczyć z opublikowanej ostatnio taśmy (nagranej 11 lat temu), na której w sposób mało elegancki opowiada o swoich miłosnych podbojach, Trump  jednak szybko przeszedł do kontrofensywy i w mojej ocenie to on jest zwycięzcą drugiej debaty.

W umiejętny sposób przerzucił oskarżenia o seksizm i brak szacunku do kobiet przywołując postać Billa Clintona, który „słynął” z różnych afer o charakterze seksualnym.  Kolejnym ważnym argumentem, którym atakował kandydatkę demokratów była słynna już afera mejlowa Clinton. Trump zapowiedział również powołanie specjalnego prokuratora, który ma szczegółowo zbadać tę sprawę.  Kolejne tematy, które dominowały w debacie dotyczyły pomysłów na zmiany w podatkach, reformę Obamacare (solidnie skrytykowaną przez kandydata Partii Republikańskiej), problemy z imigrantami oraz tego jak pokonać ISIS.

Przez całą debatę Donald Trump był nadzwyczaj spokojny, skupiony i wyważony. Nie dał się wyprowadzić z równowagi mimo, że co sam podkreślał debata w rzeczywistości odbyła się w stosunku 3 na 1, gdyż prowadzący nie do końca byli w stanie zachować absolutną bezstronność i delikatnie, ale jednak sprzyjali Hillary Clinton. Od samego początku starał się być konkretny, przywoływał dane odnośnie długu publicznego, wytykał swojej konkurentce hipokryzję przypominając, iż jej kampania jest finansowana przez osoby typu George Soros, którzy jeszcze bardziej niż on unikają płacenia podatków. Bez wątpienia celna była również riposta, którą obdarzył Hillary kiedy ta cieszyła się, że nikt pokroju Trumpa nie jest odpowiedzialny za stanowienia prawa w USA, na co Republikanin odpowiedział: „Tak, bo byłabyś w więzieniu”. Wywołał tym salwę śmiechu na widowni.

Moim zdaniem w tym pojedynku kandydat Republikanów zaprezentował się zdecydowanie bardziej prezydencko, niż w czasie pierwszej debaty. Spokojny, wyważony i merytoryczny, krok po kroku odpowiadał na pytania publiczności i moderatorów zarzucając Hillary nieskuteczność w jej dotychczasowej działalności publicznej. Apetyty rosną, a kolejna debata już 19 października w Las Vegas. To ona może ostatecznie przesądzić o tym kto niebawem wprowadzi się do Białego Domu. Wybory przecież już niebawem – 8 listopada.