Stan polskiej polityki mnie przeraża. To już nie jest rozkład. Jeżeli polskie władze nie potrafią zapobiec podsłuchiwaniu przedstawicieli państwa przez dłuższy czas, a nikt nie potrafi w tym kraju przedstawić efektywnego sposobu wyjścia z kryzysu państwa po aferze podsłuchowej to znaczy, że jest to już totalne dno i nie ma już się co rozkładać.

Gmach Sejmu RP.
Foto: Paweł Kubala

W analizie tej sprawy trzeba zacząć od tego, że rząd, który dopuścił do podsłuchiwania swoich urzędników przez kogokolwiek i do opublikowania nagrań ich rozmów, powinien odejść. Premier przerzuca pełną odpowiedzialność za to na tych, którzy nagrywali, ale to służby podległe rządowi dały okazję do rejestrowania spotkań. Gdyby temu zapobiegły, nie byłoby dziś takiego tematu jak podsłuchy. Premier cywilizowanego państwa prawa powinien w takiej sytuacji wyjść przed kamery i powiedzieć: „To nie podsłuchy powinny dyktować zmiany personalne w rządzie, ale ciąży na mnie polityczna odpowiedzialność za to, co się stało i aby ostudzić atmosferę, podaję rząd do dymisji.” W jakim my państwie żyjemy?

Tusk nie podejmując żadnych decyzji personalnych staje się sabotażystą dla własnego rządu, partii i państwa polskiego, bo daje nagrywającemu powody, żeby ujawniał następne nagrania. A im bardziej kompromitują się ministrowie Platformy, tym bardziej cierpi na tym opinia naszego państwa na świecie, podjerzewam, że także praca ministerstw. Gdyby rząd upadł natychmiast to najprawdopodobniej nie byłyby ujawniane kolejne taśmy. Tusk już nie raz usuwał się w cień po aferach z nim związanych i wracał po kilku latach wracał na salony. Teraz jednak robi wszystko, aby Platforma do końca się skompromitowała, a rząd nie mógł normalnie pracować. A wystarczyło przystać na propozycję opozycji o powołaniu rządu technicznego i na rok wycofać się z polityki. O ile bardzo chciałem upadku partii Tuska i bardzo mnie cieszy, że to nastąpiło, o tyle jestem zszokowany, jak wielką pracę w to wkłada Donald Tusk. Bez niego i jego absurdalnego zachowania nie byłoby to możliwe.

Kolejną kwestią jest to, że w cywilizowanym państwie prawa każdy minister zamieszany w taką aferę sam wyszedłby przed kamery i powiedział do dziennikarzy: „Uważam podsłuchiwanie za wielki skandal i tą sprawę trzeba wyjaśnić. Jednak ten proces może trwać bardzo długo. Moje ministerstwo musi natomiast pracować normalnie. Przedkładając więc interes państwa nad swój własny składam na ręce premiera swoją dymisję. Jeżeli sprawa zostanie ostatecznie wyjaśniona to być może wrócę”. To, że tak się nie stało, jasno pokazuje, w jakiej rzeczywistości politycznej żyjemy.

Gdyby jednak w cywilizowanym państwie prawa z jakichś powodów rząd nie podjął decyzji, o których piszę powyżej to przywódcy opozycji powinni jednym głosem oznajmić: „Różnimy się w wielu kwestiach, często się zwalczamy, ale jednak najważniejszy dla nas jest interes państwa. Dlatego składamy wspólny wniosek o wotum nieufności dla rządu i rozpisanie przedterminowych wyborów. Apelujemy do polityków partii rządzących o jego poparcie, bo to umożliwi szybkie rozwiązanie kryzysu w państwie i pomoże w rzetelnym wyjaśnieniu afery.” No, ale w Polsce opozycja nawet w takiej sytuacji nie umie się zjednoczyć. To po co nam ona? Wywalić ją w kosmos, razem z rządem, niech kolonizują Marsa.

No i w końcu – gdyby jednak cywilizowane państwo prawa dopadł tak poważny kryzys, że ani rząd ani opozycja nie byliby zdolni do podjęcia racjonalnych decyzji to ulice przynajmniej kilku największych miast, wypełniłyby się ludźmi, którzy w akcie pokojowego protestu żądaliby ustąpienia rządu, a skutkiem tego byłaby pokojowa rewolucja w wyniku której władzę objeliby ludzie nie związani z dotychczas zasiadającymi w parlamencie środowiskami (bo te byłyby skompromitowane brakiem deczji w obliczu poważnego kryzysu). A w Polsce ludzie czekają na znak od przywódców partyjnych, czy z telewizora. Sami z siebie nie wyjdą, bo towymaga wysiłku, łatwiej posiedzieć przed tv, poczytać gazetę, pokrytykować rząd na Facebooku i Twitterze.

Jakiś czas temu katolofobowie z całej Polski apelowali do lekarzy, aby „zostawili sumienie w zakrystii”. Ich apel dotarł jednak nie do nich, a do polityków. Bo sumienie to sąd rozumu nad ludzkimi czynami (dokonanymi, dokonywanymi lub dopiero mającymi się dokonać). A to, co się dzieje w naszym kraju wskazuje jasno, że rządzą nami ludzie bezrozumni. Ja nie chcę wcale idealnego państwa, jak może się niektórym wydawać po przeczytaniu mojego tekstu. Ja chcę tylko państwa NORMALNEGO. Przestaję się łudzić, że takiego uświadczę, jeżeli pozostanę w Polsce…