Mainstreamowe media, banki i rządy przekonują nas, że powinniśmy zrezygnować z gotówki, bo to niewygodne, itd. Rzadko kiedy można zaobserwować takie ich zaangażowanie w (rzekome) ułatwianie nam życia. A może sprawa ma drugie dno?

Foto: Wikimedia Commons

Dziś przeglądając różne portale informacyjne natrafiłem na artykuł, w którym dziennikarz z nieukrywanym zadowoleniem obwieszcza „Ostatni z bezkartowych bastionów właśnie runął„. Chodzi o portugalski dyskont „Biedronka”, który już wkrótce wprowadzi we wszystkich sklepach swojej sieci płatności kartą. Dziennikarz narzeka na to, że nadal w mniejszych ośrodkach jest wiele miejsc, gdzie płaci się tylko w tradycyjny sposób. Zauważa, że tak jest także w urzędach, mimo że państwu „najbardziej zależy na wprowadzeniu obrotu bezgotówkowego”. Dlaczego oni wszyscy tak nalegają, aby porzucić gotówkę?

Odpowiedź jest prosta. Pieniądz fizycznie dostępny, czyli gotówka, to obecnie tylko niewielki ułamek tego, co nazywamy pieniądzem. Stanowi on zaledwie około 1%. Co więc z resztą? Pozostałość to cyferki na koncie, giełda, obligacje, itd. Gdyby każdy teraz wyszedł z domu i postanowił wypłacić wszystkie swoje oszczędności z konta to w banku powiedzieliby mu – przepraszamy, ale nie mamy aż tak dużo gotówki. Nikt nie ma.

Współcześnie mamy do czynienia z pieniądzem fiducjarnym – opartym na wierze (łac. fides). Wierzymy, że cyferki na koncie mają jakąś wartość, idzie za nimi odpowiednie pokrycie. Jak jest naprawdę przekonali się choćby Grecy, kiedy w czasie kryzysu masowo ruszyli do banków wypłacać gotówkę. Oni chcieli tylko otrzymać swoje pieniądze, a doprowadziło to do załamania się całego systemu.

Czy naprawdę chcemy, żeby naszymi pieniędzmi były tylko cyferki na ekranie, nie mające pokrycia, oparte na wierze w to, że są coś warte? Jak pokazał choćby przykład Cypru – rząd może w każdej chwili sięgnąć po te cyferki na koncie w banku i z naszych oszczędności pozostaną wspomnienia. Kiedy mamy w ręku banknoty, ich kradzież jest już trudniejsza. Inną sprawą jest kwestia kontroli. Kiedy płacimy kartą bank otrzymuje szczegółową informację – co, gdzie i kiedy kupujemy. Zdarzały się przypadki, że do osób płacących kartą dzwonili przedstawiciele banku i „w oparciu o strukturę wydatków” oferowali np. kolejną pożyczkę, czy kredyt. Jednak co stoi na przeszkodzie, żeby taka kontrola miała pójść dalej niż tylko w kierunku dostosowywania oferty do klienta? Tylko zrezygnujmy z gotówki, a banki i władze będą miały nas w garści…