Andrzej Duda jako jedyny zagraniczny przywódca wziął udział w obchodach 25-lecia ukraińskiej niepodległości, a polscy żołnierze z Litewsko-Polsko-Ukraińskiej brygady wzięli udział w defiladzie, która przeszła ulicami Kijowa.

Prezydent Poroszenko podczas obchodów 25-lecia ukraińskiej niepodległości podkreślał, że Ukraina ma dziś dużo bardziej profesjonalną armię, a jej rozwój jest priorytetem. Defiladę obok Poroszenki nadzorował… Andrzej Duda.

Polski prezydent podczas swojej wizyty na Ukrainie promuje wizję stworzenia regionalnego bloku państw, który w Kijowie zyskał nazwę: „Trójmorza”. Wspólnota ta ma zostać zbudowana wokół bezpieczeństwa, energii i przełamywania animozji wynikających z historii.

Niestety prezydentowi zabrakło charakteru i godności, by upomnieć się o ofiary banderowskiej dziczy. Sprawę usiłował przykryć typową dla polityków „mową-trawą”. Stwierdził co prawda, że pojednanie może być możliwe tylko na drodze prawdy historycznej, ale zaraz dodał, że musi być oparte na wzajemnym przebaczeniu. Co więcej jego zdaniem „roztrząsanie historycznych detali należy zostawić historykom”.

Cóż, panie prezydencie, bratanie się z czcicielami Bandery i Litwinami bez uprzedniego ujęcia się za mniejszościami prześladowanymi przez tamtejsze władze jest zdradą stanu. A dla prezydenta nie ma większej zbrodni niż zdrada interesu narodowego.