Franz Kutschera, drugi od lewej w pierwszym rzędzie. Obok Heinrich Himmler.
wikimedia.org

Dziś mija równe 70 lat od zlikwidowania przez AK Franza Kutschery, nazywanego przez Warszawiaków „Katem Warszawy”. 1 lutego 1944 roku żołnierze Kedywu z rozkazu Emila Fieldorfa „Nila” wykonali wyrok śmierci na dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski Generalnego Gubernatorstwa.

Kutschera objął stanowisko we wrześniu 1943 roku. Od tego momentu sytuacja Polaków znacznie się pogorszyła, bowiem od razu zaostrzył on represje – zwiększyła się ilość ulicznych egzekucji oraz łapanek. Wszystko to miało służyć złamaniu ducha Warszawiaków. Z tego względu został on wpisany na listę osób do likwidacji, jednak dzięki dobremu zakonspirowaniu trudno było wpaść na jego trop.
Ostatecznie miejsce jego zamieszkania przypadkowo odkrył Aleksander Kunicki „Rayski”, który był szefem wywiadu oddziału „Agat”.

Po ustaleniu miejsca zamieszkania (Alei Róż 2) dowództwo wydało rozkaz do wykonania wyroku śmierci. Początkowo akcja miała  odbyć się 28 stycznia jednak samochód z Kutscherą się nie pojawił. Akcję odłożono na 1 lutego. Brało w niej udział 12 osób, pod dowództwem Bronisława Pietraszewicza „Lota”. Przeprowadzenie zamachu było o tyle trudne, że Kutschera miał do przejechania zaledwie 140 metrów (tyle dzieliło go od siedziby SS na Alejach Ujazdowskich do jego domu). Po zablokowaniu drogi dwóch zamachowców wystrzeliło gradem kul w Kutscherę. Całość trwała ok. 3 minuty. W wyniku zamachu śmierć poniosło 4 Polaków oraz 5 Niemców.

W ramach odwetu Niemcy nałożyli na Warszawę 100 mln zł kontrybucji, a dzień po zamachu – 2 lutego, na Alejach Ujazdowskich, w miejscu przeprowadzenia akcji rozstrzelano 100 zakładników.