Jak dowiodły badania Centrum Europejskich Stosunków Regionalnych i Lokalnych UW, fundusze unijne wcale nie pomagają w rozwoju gospodarczym dofinansowywanym regionom. Mają niewielki wpływ na rozwój gospodarczy w miejscu, które z nich korzysta. – To co za unijne pieniądze budujemy – na siebie nie zarabia. – komentuje dr Marian Szołucha.

Foto: Wikimedia Commons
Foto: Wikimedia Commons

Najmocniej dofnansowuje się z unijnej kasy najbiedniejsze regiony. Jednak to nie przekłada się na doganianie przez nie tych bogatszych. – Fundusze unijne nie były w stanie przyspieszyć wzrostu w regionach najsłabiej rozwiniętych na tyle, by mogły dogonić regiony lepiej rozwinięte – mówi profesor Grzegorz Gorzelak, autor raportu. Można tu porównać dwa województwa – dolnośląskie i świętokrzyskie. To drugie jest biedniejsze. Na 1 mieszkańca pierwszego z województw w ostatniej perspektywie budżetowej przypadło od 1,2 do 2,6 tys. zł, a tego drugiego – 3,5 tys. Jednak w tym czasie to PKB Dolnego Śląska rósł mocniej – o ponad 30% (a w Świętokrzyskim tylko o 10%).

Nawet samorządowcy przyznają, że środki z UE mają niewielki lub co najwyżej przeciętny wpływ na rozwój gospodarczy, powstawanie nowych miejsc pracy, napływ inwestorów, konkurencyjność lokalnych przedsiębiorstw, czy zmniejszenie bezrobocia. Zdaniem niemal połowy z nich wyraźnym plusem otrzymywania tych funduszy jest poprawa jakości życia.

Najwięcej pieniędzy z unijnej kasy przeznacza się na infrastrukturę: budowę i modernizację dróg, a także obiektów użyteczności publicznej. Jednak takie inwestycje nie sprawią, że dany region zacznie się szybciej rozwijać. Kluczowym jest zainteresowanie inwestorów – Nieważne, czy będzie tam droga, czy nie, inwestor tam nie przyjedzie – tłumaczy profesor Gorzelak. – Dopiero w dłuższym okresie inwestowanie w edukację i szeroko rozumianą kulturę może zwiększać lokalny potencjał, i wtedy infrastruktura rzeczywiście może stymulować rozwój gospodarczy – dodaje.

Wyniki badań Uniwersytetu Warszawskiego pokrywają się ze słowami ministra Bartłomieja Sienkiewicza z nagrań z restauracji „Sowa & Przyjaciele”, gdzie przekonywał, że  „przeciętny Kowalski patrzy na te autostrady, estakady, na ten dworzec, na cokolwiek innego(…) jego podstawowe pytanie jest: a co ja z tego ku*wa mam?! Gdzie jest ten pieniądz u mnie w portfelu? A nie, że ma wypie**olonego orlika przed oknami, bo on ma w d*pie tego orlika” – mówił szefowi NBP, Markowi Belce.

To co za unijne pieniądze budujemy – na siebie nie zarabia. To wszystko to inwestycje nierynkowe tzn. że musimy co roku coraz większe sumy na to przeznaczać. To doprowadza do załamania budżetu państwa i budżetu poszczególnych samorządów. Tych paradoksów jest znacznie więcej. Przypomnę o zupełnie nieefektywnym Europejskim Funduszu Społecznym, który polega na organizowaniu szkoleń za duże pieniądze, po to, żeby mógł sobie zarobić jakiś hotel lub centrum konferencyjne, firma cateringowa i paru wykładowców – przekonuje z kolei dr Marian Szołucha.

Kiedy więc znów zobaczymy tablicę informującą, że dany obiekt powstał z funduszy unijnych to zastanówmy się i zapytajmy, cytując szefa MSW: „a co ja z tego ku*wa mam?!”.

na podstawie: wyborcza.pl, radiomaryja.pl