foto: flickr.com

W naszym pięknym kraju trwa okrutna wojna. Wojują ze sobą partie polityczne oraz ich poplecznicy. A wraz z szarżującymi na bagnety partiami biegną redakcje, z których każda zapewnia o rzetelności i przekazywanej prawdzie. Najbardziej rzucają się w oczy redakcje Gazety Polskiej oraz Wyborczej. Antagonistyczne wobec siebie.. ale czy we wszystkim?

Czytając ich teksty okazuje się, że mają pewne cechy wspólne. Otóż każda zakłada – oczywiście nie wprost – monopolizację prawdy. Zarówno GaPol jak i ta druga mają absolutną i jedyną rację. Żeby było ciekawiej, ta pierwsza nazywa się opozycyjną. Żadną tajemnicą nie jest, że dziennikarze Gazety Polskiej związani są z portalem niezalezna.pl, niegdyś firmującego się hasłem my informujemy – oni kłamią. Obecnie widzimy hasło strefa wolnego słowa. Ale czy rzeczywiście tak jest?

Dziennikarze „niezależni” zarzucają środowisku Wyborczej, że każdy, kto się z nimi nie zgadza, zostaje oznaczony jako persona non grata. W jaki sposób? Poprzez określenia „moher”, „antysemita”, „faszysta” etc. Nie mówię że to nie prawda. Niemniej czemu sami swoich krytyków automatycznie określają jako „rusofilów”, „kryptokomuchów” tudzież – w najlepszym wypadku – „pożytecznymi idiotami”? Idealnym przykładem są wypowiedzi związanych z GaPolem oraz PiSem osób, które to każdego, kto zapowiadał scenariusz, który się sprawdził, tj. niekorzystny dla Ukrainy. Gdy ktoś oponował wobec partyjnej propagandy, określany był jako „ruska agentura”. Więc gdzie jest ta strefa wolnego słowa?

Taki chyba już los mas, które nie chcą interesować się polityką i działać, a którym wystarcza partyjna propaganda. I nieważne, że stosuje się Orwellowskie metody, tzn. „my coś robimy, to dobrze, ale jak oni to robią, to już źle”. Pół myślącym ludziom o mentalności chłopa pańszczyźnianego, którzy za szczyt wolności uważają możliwość wybrania sobie pana to wystarczy. A my możemy jedynie obserwować to i załamywać ręce nad ludzkim ograniczeniem myślowym.